-Noblista wielokrotnie mówił o Zagładzie i bezmiarze niemieckiej winy - powiedział "Rz" Mieczysław Abramowicz, pisarz, autor przewodnika po zakątkach związanych z Grassem. - Tej tragedii poświęcił w całości książkę "Z dziennika ślimaka". Gdy zaproponowałem, by pojawił się w Nowej Synagodze we Wrzeszczu na szabasowej kolacji, przedstawiciele gminy od razu podchwycili pomysł.
- Po raz pierwszy pojechałem do Izraela w 1962 r. i poznałem wtedy Erwina Lichtensteina, syndyka gdańskiej gminy żydowskiej -mówił poruszony Grass. - Dostarczył mi wówczas materiałów, które wykorzystałem w książce "Z dziennika ślimaka". Teraz zatem, gdy wszedłem do tej synagogi, moje życie zatoczyło koło.
Wkrótce potem Grass pojawił się w kościele św. Jana na koncercie jazzowym, którego inicjatorem był gdański saksofonista i wielbiciel literatury Mikołaj Trzaska. Później był wieczór w piwnicach ratusza staromiejskiego, gdzie mieści się restauracja Turbot. Maciej Kraiński, szef Stowarzyszenia Güntera Grassa, zaprosił noblistę na kolejną odsłonę teatru gotowania. - Wieczór podzieliliśmy na trzy partie - objaśniał Kraiński. - Każdą anonsuje odsłona jednej z grafik, jakie pisarz niedawno nam podarował.
Najpierw więc zobaczyliśmy Mestwinę gotującą kartoflankę na łososiu, potem stojącego na łbie turbota, wreszcie szkielet tej mitycznej ryby. Na koniec podano budyń z migdałami - deser wspominany przez pisarza, przysmak jego młodych lat.