Książka o Dudku, czyli jak PRL został za oknem

Pikantne wspomnienia. W wydanej właśnie biografii przyjaciele kreślą barwny portret Edwarda Dziewońskiego – gwiazdy polskiego kina i kabaretu

Aktualizacja: 06.12.2007 02:29 Publikacja: 05.12.2007 20:21

Książka o Dudku, czyli jak PRL został za oknem

Foto: archiwum rodzinne

Był aktorem kompletnym – doskonałym w komedii i dramacie. Twórcą Dudka, gdzie kontynuowano tradycje międzywojnia. Duszą towarzystwa. Dla najbliższych pozostawał odległy.

„Jesteśmy na ziemi, żeby się pośmiać. Nie będziemy mogli ani w czyśćcu, ani w piekle. A w niebie nie będzie wypadało” – tak zaczyna się konferansjerka, jaką wygłosił w pierwszym programie kabaretu Dudek. Był komikiem genialnym (wystarczy wspomnieć skecz „Dwanaście butelek” o wylewaniu jałowcówki do zlewu), ale autorzy książki – Roman i Piotr Dziewońscy, syn i wnuk Edwarda – przypominają też jego mniej znane wcielenia. Otóż świetnie sprawdzał się jako czarny charakter. Tak było w rozgrywających się w obozie koncentracyjnym „Jasełkach-Moderne” Iredyńskiego czy „Karierze Artura Ui” Brechta, gdzie Dudka obsadzono w roli Givoli. Jak mówi Wiesław Michnikowski, Dziewoński tak wymyślił sobie sceniczne wcielenie Goebbelsa, że na widowni powiało grozą.

Michnikowski to jeden z kilkudziesięciu przyjaciół Dudka poproszonych przez autorów o podzielenie się wspomnieniami z czasów wspólnych występów, wojaży i bankietów po premierach. Nic dziwnego, że to jego wypowiedź otwiera książkę – z Dziewońskim wystąpił przecież w legendarnym skeczu „Sęk”. Grali go setki razy, w kraju, a także dla Polonii w Stanach i Australii. „To chyba było w stanie wojennym, robiliśmy »Sęka« po raz trzeci jednego dnia i już wszystko nam się kręciło – opowiada Michnikowski. – Kończymy tego »Sęka« i na moje: »A tartak?« – odpalił (zamiast: »Jaki tartak?!« – b.m.): – »A tartak ci mordę lizał!« Po takich przeżyciach... trochę się zżyliśmy”.

Dudek łatwo nawiązywał kontakt z widownią, która w mig chwytała wszystkie jego aluzje. Wojciech Młynarski zapamiętał scenę ze „Złotego cielca”, gdy Dziewoński rzucał w szaro ubraną publiczność: „Rio de Janeiro to to nie jest!”. Po tej kwestii szał widzów był nie do opisania.

Zdaniem Młynarskiego Dudek bawił się życiem kabaretowym, które przypominało mu czasy przedwojenne, kiedy w kawiarniach swobodnie wymieniano myśli. W sposób konsekwentny realizował swe credo: socjalizm zostaje za oknem. Zdarzało się jednak, że na widowni zasiadał partyjny dygnitarz, czasem nawet premier. W 1958 r. w Zakopanem, na premierze kabaretu Wagabunda, w którym występował Dziewoński, pojawił się Józef Cyrankiewicz. Po występie zaprosił całą ekipę na kielicha do rządowej rezydencji. „Przyjęcie, willa imponująca, wyposażenie! – opowiada Michnikowski. – W tamtych czasach normalny człowiek czegoś takiego nie widział! Pan premier sięga do kredensu, wyjmuje koniak i mówi: – Przepraszam, że radziecki.... Początkowo nikt nie wiedział, jak reagować. Potem, przyznam, wszyscy sobie trochę popili”. Cyrankiewicz rozmawiał z Dziewońskim gdzieś z boku. Michnikowski bawił w innej części rządówki: „A tu w pewnym momencie z sąsiedniego pokoju wypada Dudek i serwuje tym swoim głosikiem: – Premieruchna w dupę zalany!”.

Dziewoński miał talent słowotwórczy. Natręta spławiał krótkim: „wycofajko”. Przyjaciele cytowali też Dudkowe: „Przeprowadziłem z nim kawałek dożylnej rozmowy”.

Do zwierzeń udało się namówić Tadeusza Konwickiego, który rzadko udziela się publicznie: „Jego sukcesy nie wynikały z tego, że coś się trafiło, ktoś gdzieś namówił, ktoś wziął, ktoś sprzyjał. On cały czas pracował jak doskonały hydraulik. Wiedział, gdzie trzeba przekręcić, co trzeba poruszyć, żeby ten mechanizm artystyczny funkcjonował”. Konwicki pięknie opowiedział o największej słabości Dziewońskiego: „Jako przedwojenny dżentelmen miał też dość intensywną ciekawość do pań”.

„Dożylnie o Dudku” to rzecz napisana z taktem. Młynarski mówi na przykład: „Dudka trzeba było po prostu brać takim, jakim był. Dodam tylko, że najbliżsi płacili tego cenę... I tu poproszę o kropkę”.

Wspomnienia inkrustowano fragmentami korespondencji. W grudniu 1996 r. Dudek otrzymał list od Sławomira Mrożka, którego teksty przez lata interpretował. „Nie będziemy liczyć lat, bo one i tak nas przeliczą – pisał autor „Emigrantów”. – Wiele mówi się o ulotności aktorskiego dzieła w przeciwieństwie do trwałości innych sztuk. Jeśli prawdą jest, że wieczność zamyka się w jednej nieskończenie krótkiej chwili – a nie ma dowodów, że tak właśnie nie jest – to aktor na scenie jest bliżej nieskończoności niż budowniczy piramid”.

Książka zrodziła się z tęsknoty za czasem świetności naszego teatru. Kiedyś sądziłem, że zawsze będzie tak pięknie jak w Kabarecie Starszych Panów czy Dudku. Nie wiedziałem, jak wielką sztuką jest dobór aktorów. Nie zorientowałem się, że wzajemne zaufanie i szacunek dla rzemiosła mogą się stać niemodne. „Dożylnie o Dudku” nie tylko dopełnia wspomnienia ojca zatytułowane „W życiu jak w teatrze”, ale jest pochwałą ciężkiej pracy nad aktorską kreacją. Pisaniu towarzyszyła myśl mojego syna Piotra, że teatr powinien szukać nowych form, ale musi łączyć je z tradycją, dawać oparcie aktorom. Tak przez lata działał kierowany przez Dudka Teatr Kwadrat. Czy tą książką zafundowałem sobie autoterapię? Bohater to człowiek, o którym od dzieciństwa wiedziałem, że jest znany i utalento- wany, a którego widywałem – bywało – raz w miesiącu. Nie eksponowałem tego wątku.

Roman Dziewoński, Piotr Dziewoński Dożylnie o Dudku Edwardzie Dziewońskim

Był aktorem kompletnym – doskonałym w komedii i dramacie. Twórcą Dudka, gdzie kontynuowano tradycje międzywojnia. Duszą towarzystwa. Dla najbliższych pozostawał odległy.

„Jesteśmy na ziemi, żeby się pośmiać. Nie będziemy mogli ani w czyśćcu, ani w piekle. A w niebie nie będzie wypadało” – tak zaczyna się konferansjerka, jaką wygłosił w pierwszym programie kabaretu Dudek. Był komikiem genialnym (wystarczy wspomnieć skecz „Dwanaście butelek” o wylewaniu jałowcówki do zlewu), ale autorzy książki – Roman i Piotr Dziewońscy, syn i wnuk Edwarda – przypominają też jego mniej znane wcielenia. Otóż świetnie sprawdzał się jako czarny charakter. Tak było w rozgrywających się w obozie koncentracyjnym „Jasełkach-Moderne” Iredyńskiego czy „Karierze Artura Ui” Brechta, gdzie Dudka obsadzono w roli Givoli. Jak mówi Wiesław Michnikowski, Dziewoński tak wymyślił sobie sceniczne wcielenie Goebbelsa, że na widowni powiało grozą.

Pozostało 83% artykułu
Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem