– W dziewięć lat po wielkim Sierpniu 1980 roku, po powstaniu „Solidarności”, reżim, który przez dwa blisko pokolenia nękał nasz kraj, który odbierał nam wolność i godność, upadł, ale ci, którzy zorganizowali gdyńską prowokację, którzy wcześniej użyli broni w Gdańsku, Elblągu, Szczecinie, ci pozostali nierozliczeni – mówił prezydent Lech Kaczyński podczas uroczystych obchodów 37. rocznicy tragicznych wydarzeń w Gdyni. 17 grudnia 1970 roku o godz. 6 rano wojsko ostrzelało robotników idących do pracy w stoczni. Zginęło 18 osób.
Według oficjalnych danych w trakcie protestów robotniczych na Wybrzeżu życie straciły 44 osoby. Robotnicy protestowali przeciw radykalnej podwyżce cen żywności z początku grudnia 1970 roku.
Dlaczego winni tej tragedii ciągle nie zostali rozliczeni? – Dlatego, że na początku lat 90. zawarto pewne sojusze, że na początku lat 90. efektem wielkiego zwycięstwa naszego narodu była niecałkowita zmiana władzy. Nie odejście rzeczywiste tych, którzy rządzili Polską bez demokratycznego tytułu, z nadania obcego mocarstwa, tylko swoisty kompromis – uważa prezydent.
Słowami Lecha Kaczyńskiego oburzony jest Lech Wałęsa. – Nie potrafiliśmy i nie mieliśmy siły rozliczyć, i to są fakty, a nie bzdury, które opowiada prezydent. Jeśli jakieś układy przeszkadzały, to chyba takie, w których Kaczyńscy uczestniczyli. Bo oni podkładali nogę i przeszkadzali w rozliczeniu – mówił w Radiu RMF były prezydent. – Wszystko, co powiedziałem, podtrzymuję – mówi „Rz” Lech Wałęsa.
Nie wziął on udziału w gdyńskich uroczystościach. Był za to na sobotniej konferencji „Grudzień ’70 – Pamiętamy”, podczas której premier Donald Tusk zapowiedział wypłacenie odszkodowań ofiarom tych tragicznych wydarzeń.