Milicjant pogryziony przez człowieka

Astoria, popularna białostocka restauracja, nie miała przesadnych ambicji gastronomicznych, bo nie musiała. Wystarczyło, że w tym lokalu – kategorii, Bóg raczy wiedzieć dlaczego, pierwszej – było piwo, a sala trzeszczała w szwach i znalezienie wolnego miejsca, nie mówiąc o stoliku, graniczyło z cudem.

Aktualizacja: 14.01.2008 19:18 Publikacja: 14.01.2008 00:18

Milicjant pogryziony przez człowieka

Foto: Archiwum „Mówią Wieki"

Klienci zadowalali się obowiązkową konsumpcją w postaci kotleta pożarskiego lub zestawu obejmującego jajo, śledzia i kawałek żółtego sera, popijając żytniówkę Złotymi Dojlidami lub Łomżą. Przed zamknięciem knajpy, której głównym atutem było znakomite usytuowanie u zbiegu dwóch reprezentacyjnych ulic grodu nad Białką: Lipowej i Sienkiewicza, rozlegały się chóralne śpiewy patriotyczne, na przykład na znaną melodię Nino Roty: „Mój chrzestny ojciec w Białymstoku woził gnój... „.W listopadzie 1975 roku spędzałem w Astorii wieczór, na szczęście z braku środków finansowych zakończony wcześniej, niż można się było spodziewać. Na szczęście, gdyż wyjście z lokalu około godziny 22 groziło – jak się miało okazać – mocno opóźnionym powrotem do domu. A to za sprawą dzielnych funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i dziennikarza organu Komitetu Wojewódzkiego PZPR „Gazety Białostockiej”, podówczas „Współczesną” zwanej. Krzysztof Próchniewicz, bo tak było żurnaliście, w męskim towarzystwie popijał wódeczkę przy sąsiednim stoliku.

Pozostało jeszcze 84% artykułu

Już za 19 zł miesięcznie przez rok

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.

Subskrybuj i bądź na bieżąco!

Reklama
Historia
Kim naprawdę był Hans Kloss
Historia
Jakie tajemnice skrywa jeszcze więzienie przy Rakowieckiej w Warszawie
Historia
Zrabowany pierścień króla Zygmunta Starego w niemieckich rękach
Historia
Lądowa epopeja żaglowca Vasa
Historia
Wikingowie: w poszukiwaniu nowego domu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama