Fragment książki Jana Jakuba Grabowskiego „Suki, wiedźmy i bestie. Historie nadzorczyń z niemieckich obozów koncentracyjnych”, która ukazała się nakładem wydawnictwa HI:STORY (Otwarte). Tytuł, śródtytuły i skróty pochodzą od redakcji.
Przez wiele lat ich udział w funkcjonowaniu III Rzeszy był jednak niemal całkowicie bagatelizowany. Przełom w postrzeganiu tej kwestii nastąpił dopiero pod koniec XX wieku. Wynikało to zarówno z długo utrzymującego się przekonania o „męskim” charakterze wojny, jak również ze wstydu, niechęci, wyparcia oraz spłycania, wręcz infantylizacji całego zagadnienia. Sprowadzano je do istnienia kilku „bestii”, co nadawało zjawisku incydentalny i – co chyba najbardziej istotne dla mas – sensacyjny charakter. Do takiego stanu rzeczy przyczyniła się również powszechna w dyskursie humanistycznym marginalizacja kobiet. Zazwyczaj myślimy o pomijaniu ich osiągnięć i pozytywnego wkładu w historię, milczy się tymczasem także o ich udziale w okrucieństwach, w tym dokonywanych podczas II wojny światowej. Jeśli już mówiono o Niemkach w ciągu długich powojennych dekad, to – jak wskazuje Wendy Lower – były one najczęściej przedstawiane jako: „ciche bohaterki, które muszą posprzątać bałagan po wstydliwej przeszłości, ofiary gwałcicieli z Armii Czerwonej albo flirciary zabawiające amerykańskich żołnierzy. Rodzące się nurty feministyczne podkreślały wiktymizację kobiet, a nie ich zbrodniczą działalność […]”. Był to jednak mit, w dodatku tak silny, że nie zdołały go zburzyć ani relacje świadków, ani powojenne procesy, ani wreszcie książki czy filmy mające na celu dotarcie do jak najszerszego grona odbiorców.