Przy łóżku głośnik, który początkowo skojarzył mi się z radioodbiornikiem typu kołchoźnik. Dawniej z takiego radia buchały nieustannie pieśni traktorzystów, żołnierzy i przodowników pracy, przeplatane ludowymi śpiewkami. Wczesnym rankiem z głośnika obudziła mnie msza święta celebrowana w kościele Dominikanów pod wezwaniem św. Mikołaja. Mogłem przekręcić gałkę wyłącznika. Jednak nie zrobiłem tego i słuchałem. Odbiór, niezwykle bliski i czysty, sprawiał wrażenie uczestnictwa w obrzędzie. Nawet kaszel bardzo wyraźny. W kościele dużo przeziębionych. Grypowa pora. Za oknem szaro, siąpi deszcz. Głos zakonnika odprawiającego nabożeństwo przypomina brzmieniem głos ojca S., który witał mnie wieczorem. Czyta fragment z Biblii, jak to Mojżesz, pasąc owce swego teścia Jetry, kapłana nomadów, zbliżył się do podnóża góry Choreb, zobaczył płonący krzak i usłyszał głos Pana. Teraz śpiew. Starczy, nieco barani głos wyśpiewuje z przyspieszeniem słowa. Przyspieszenie polega na zjadaniu środka lub końcówek. „Jezu, nie jestem godzien być w sercu Twym, o szczęście niepojęte...”.
I tak słuchałem.
Następna msza z udziałem chóru dziewcząt i chłopców, przy akompaniamencie gitary. Melodyjny dziewczęcy głos czyta fragment powieści Romana Brandstaettera „Jezus z Nazaretu”. Mój klasztorny pokoik wypełnia śpiew młodzieży. Przyjemne głosy dziewcząt i chłopców wyśpiewują: „Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia. Błogosław, duszo moja, Pana. On odpuszcza wszystkie twoje winy i leczy wszystkie twoje choroby. Dzieła Pana są sprawiedliwe. Drogi swoje objawił Mojżeszowi...”. I refren: „Pan jest łaskawy, pełen miłosierdzia”.
Komunikat z Konferencji Episkopatu. Znów śpiew: „O, Panie, Ty nam dajesz ciało swe i krew. Do Ciebie więc idziemy. Tyś nam wyznaczył drogę wiodącą na Twój szlak”. Jest w tym śpiewie żarliwość. Czułem przenikające, sugestywne brzmienie słów. Na koniec tej mszy komunikaty duszpasterskie: „Noc refleksji dla młodzieży z piątku na sobotę o godzinie 18.00; wieczorem gorzkie żale z kazaniem pasyjnym” itp.
Spędziłem w klasztorze trzy noce i dwa dni. Posiłki jadłem w refektarzu. Czasem momenty kłopotliwe. Zakonnicy odmawiali modlitwę przed posiłkiem i po jego zakończeniu. Co miałem zrobić? Nie brałem w tym udziału i siedziałem z oczyma wbitymi w talerz, kiedy tak recytowali słowa modlitwy na tę okazję przeznaczonej, śpiesząc się do swych zajęć. Pomoc charytatywna, paczki, katecheza młodzieży, zespół muzyczny, odczyty, biblioteka, działalność klubu. Dużo ludzi ciągnie teraz do kościoła. Tak więc ojcowie cały dzień w pracowitym ruchu. A wieczorem w swoich celach też pracują. Słychać stukot maszyn do pisania. Dwóch pisze doktoraty. Trzeci zajmuje się publicystyką dla pism katolickich. W zachowaniu są swobodni, nie cisną swoją zakonną świątobliwością, niektórzy palą papierosy, nawet w refektarzu są popielniczki. Chodzą w swetrach i dżinsach, żeby nagle się przeistoczyć, przywdziewając białe habity opasane czarnymi sznurami.