Joni

Gdy myślę o przeszłości, widzę siebie jako integralną część, jako ogniwo w łańcuchu naszego istnienia i niepodległości Izraela. Jonathan (Joni) Netanjahu

Publikacja: 19.04.2008 04:58

Red

Sobota, 3 lipca 1976 r. była przepełniona napięciem. Jako minister obrony i dowódca sztabu generalnego, żegnałem złożoną z ochotników, specjalną jednostkę komandosów, która wybierała się 4 tysiące kilometrów od domu, żeby walczyć z nierozpoznanym do końca przeciwnikiem. Uzbrojeni po zęby chłopcy wchodzili na pokład olbrzymich herkulesów. Wszyscy byli w dobrym humorze, a jednocześnie uświadamiali sobie ciężar odpowiedzialności. Na pożegnanie powiedzieli tylko: „Proszę się nie martwić”, pomachali nam rękami i zniknęli w brzuchu gigantycznej maszyny.

Część ministrów proponowała wymienić zakładników porwanego do Ugandy samolotu Air France na ludzi Fatahu znajdujących się w naszych więzieniach. Ja i moi przyjaciele w sztabie generalnym cały tydzień łamaliśmy sobie głowę nad tym, jak wyzwolić zakładników, używając naszych sił zbrojnych.

Przez cały dzień na falach radiowych panowała cisza. Postanowiliśmy, że mogą nadać sygnał tylko wtedy, jeżeli stanie się coś nieprzewidzianego albo, broń Boże, nastapi katastrofa. Czas pełzł jak gad. Wreszcie otrzymaliśmy meldunek. Generał Dan Szomron, dowodzący operacją, swoim suchym głosem powiedział: „Wylądowaliśmy. Wszystko w porządku. Jeżeli coś nie pójdzie jak trzeba, zawiadomię”.

Kiedy jedna z najbardziej zuchwałych operacji militarnych w historii skończyła się, otrzymaliśmy dodatkową wiadomość: „Mamy rannego”. Obecni w pokoju milczeli. Z powodów bezpieczeństwa i być może niepokoju w sercu, nikt nie odważył się spytać, jak nazywa się ranny i jaki jest jego stan. W pokoju siedziało dwóch generałów, których synowie brali udział w tej niebezpiecznej operacji. Żaden muskuł nie drgnął na ich twarzach.O trzeciej nad ranem do pokoju wszedł dowódca sztabu generalnego Mota Gur i powiedział: „Tak, to Joni”. W głębi serca wiedzieliśmy, że za dotychczas anonimowym rannym ukrywa się drogie nam nazwisko.

„Joni to ciągła walka ze snem, zmęczeniem, pokusą zabawy, bezradnością, kłamstwem” – tak charakteryzował go jeden z przyjaciół. – „Joni to ten, który niemożliwe czyni możliwym”.

Joni był w pierwszym szeregu szturmujących lotnisko w Entebbe. Kula przebiła mu serce.

Przed lotem do Ugandy podszedł do niego jeden z oficerów:– Pamiętaj, że jesteś dowódcą, nie wolno ci się narażać. Bądź w bezpiecznym miejscu, nie za blisko szturmujących.

Widziałem, jak Joni się uśmiechnął, podał mu rękę i powiedział, że wszystko będzie w porządku. Z jego punktu widzenia w tym boju znajdował się w idealnym miejscu, ponieważ mógł obserwować jego przebieg i natychmiast wpływać na bieg zdarzeń. Z punktu widzenia ryzyka miejsce w pierwszych szeregach jest dla dowódcy oczywiście najbardziej niebezpieczne.

W „idealnym miejscu” dla dowódcy, w „najbardziej niebezpiecznym, ale z możliwością wpływania i decydowania” poległ Joni, który dążył dopiero ku szczytom swych możliwości. Zaraz po jego śmieci naród dowiedział się, jaką był wspaniałą osobowością: odważny, zuchwały, jeden z najlepszych młodych ludzi Izraela.

Operacja „Blue Entebbe” weszła do historii wojennej. Udowodniła, że Izrael jest zdolny do obrony nie tylko swoich granic, ale potrafi się bronić także poza nimi. Ten bój z terroryzmem, prowadzony 4 tysiące kilometrów od Izraela w ciągu godziny stworzył nowy obraz narodu żydowskiego.

Ojciec Joni, profesor Ben-Zion Netanjahu, był historykiem, jego dziadek pisał książki o Biblii hebrajskiej. W innych okolicznościach ich syn i wnuk na pewno kontynuowałby drogę swoich ojców, drogę wielkiego ducha narodu żydowskiego. Ten duch był w jego sercu i wtedy, kiedy wybrał swoją własną drogę.

Koledze na uniwersytecie harwardzkim powiedział: „Teraz przeżywamy wstrząsy militarne, ale przyszłość należy do dyplomacji”. To krótkie zdanie zawiera w sobie całą naszą dzisiejszą sytuację.

Na uniwersytecie uczył się filozofii, do wojska poszedł na ochotnika. W jego radach zawsze było ludzkie ciepło, ale w boju był spokojny, opanowany. O Joni i jego rozkazach można powiedzieć językiem naszego króla Dawida: „Byli oni bystrzejsi od orłów, dzielniejsi od lwów... Jakże zginąć mogli waleczni, wśród boju Jonatan przebity śmiertelnie? Żal mi ciebie, mój bracie Jonatanie, tak bardzo byłeś mi drogi!” (2 SM 1: 23-26).

Odległość między „Blue Entebbe” i Jerozolimą nagle zmniejszyła odległość w czasie między Jonatanem, synem Saula, a Jonatanem, synem Ben-Ziona. To same męstwo. I ta sama żałoba w sercu narodu.

Fragment z książki prezydenta Izraela Szimona Peresa „Idź z ludźmi”. Tłumaczyli Szewach Weiss i Mark Shraberman.

Sobota, 3 lipca 1976 r. była przepełniona napięciem. Jako minister obrony i dowódca sztabu generalnego, żegnałem złożoną z ochotników, specjalną jednostkę komandosów, która wybierała się 4 tysiące kilometrów od domu, żeby walczyć z nierozpoznanym do końca przeciwnikiem. Uzbrojeni po zęby chłopcy wchodzili na pokład olbrzymich herkulesów. Wszyscy byli w dobrym humorze, a jednocześnie uświadamiali sobie ciężar odpowiedzialności. Na pożegnanie powiedzieli tylko: „Proszę się nie martwić”, pomachali nam rękami i zniknęli w brzuchu gigantycznej maszyny.

Pozostało 88% artykułu
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Historia
Archeologia rozboju i kontrabandy