Poza ciężkozbrojnymi i łucznikami źródła odnotowały w otoczeniu króla 120 saperów pod wodzą rycerza, 25 ogniomistrzów i 50 bombardierów, 13 ludzi szykujących zbroje, 28 służących zajmujących się namiotami oraz 124 cieśli. Dopiszmy jeszcze 15 minstreli oraz kapelanów i sztab medyczny. Słowem, nadchodził czas specjalistów...
Wysadzona 14 sierpnia przy ujściu Sekwany armia Henryka ruszyła ku fortyfikacjom pobliskiego Harfleur. Tkwić będzie pod murami dzielnie bronionego portu do 22 września, a co czwarty jej żołnierz zachoruje (wielu umrze) na dezynterię. Wzięte głodem i ogniem 12 lekkich bombard Harfleur dało wprawdzie znękanym Anglikom bazę zaopatrzeniową, ale wymagało pozostawienia dwutysięcznej załogi, a jego zdobycie nie ułatwiało odpowiedzi na pytanie, co dalej. Henryk myślał o marszu wzdłuż Sekwany, a potem na południe, ku angielskiemu wówczas Bordeaux. Kłopoty z zaopatrzeniem i pogoda (burze uszkodziły wiele okrętów) wykluczały takie rajdy, podobnie jak systematyczne oblężenia normandzkich twierdz. Opuszczając 8 października Harfleur, król mógł sobie pozwolić tylko na krótki marsz na północ, ku trzymanemu od 1347 roku przez Anglików Calais. Z trudem przeprawił głodne i przemoknięte wojsko 18 października na prawy brzeg Sommy powyżej Amiens, czemu śledzące go zza rzeki oddziały francuskie nie zdołały przeszkodzić. Nie pozwoliły jednak zmordowanym najeźdźcom na wymarzony odpoczynek.