Podobnie było ze słynną, tysiące razy cytowaną, odezwą do wojska: „Żołnierze, jesteście nadzy, źle żywieni. Rząd, który winien dać wam wiele, nie może dać wam nic. Wytrwałość i odwaga, które wykazujecie pośród tych skał, są godne podziwu, nie dadzą wam one jednak sławy – pociski nie rozrywają się nad waszymi głowami. Chcę poprowadzić was w najżyźniejsze doliny świata. Bogate prowincje i wielkie miasta będą w waszej mocy. Znajdziecie tam zaszczyty, sławę i bogactwa. Żołnierze Armii Włoch, czyżby brakło wam odwagi albo wytrwałości?”. Rzekomy pierwszy rozkaz Bonapartego skompilowany został z kilku innych dopiero na Świętej Helenie, ale wiele mówi o Armii Włoch i stylu autora.

Trudno podać dokładny stan jego armii. Napoleon narzuci później potomnym liczbę 30 tys., co było prawdziwe tylko na początku kampanii. Później jego siły wzrosły, być może nawet w dwójnasób. Francuzi ciągnęli też 60 dział. Armia Włoch od miesięcy stacjonowała w rejonie Nicei, źle – choć nie aż tak, jak chce legenda – zaopatrzona i z brakami w artylerii i jeździe. Doświadczeni generałowie: Masséna (38 lat), Augereau (39 lat), Sérurier (54 lata) czy szef sztabu Berthier (43 lata), dowodzili średnio wyszkoloną masą ludzi, złożoną w większości z ochotników z południa Francji, znanego z republikańskiego patriotyzmu. Generalicja przyjęła młodszego i niedoświadczonego wodza bez entuzjazmu, lecz – znów wbrew legendzie – nie tak wrogo, że musiał grozić wyższemu o głowę Augereau zlikwidowaniem dzielącej ich różnicy. Reprezentowali nowe pokolenie dowódców – dzielnych, ambitnych i pozbawionych arystokratycznych skrupułów potomków mieszczańskich lub chłopskich (ze szlacheckimi wyjątkami), którzy umieli się bić, ale i korzystać z wojny. Pamiętajmy, że o ile w kwietniu 1792 roku w armii służyło 135 generałów ze szlachty i 18 nieszlachciców, o tyle już 1 stycznia 1794 roku generałów pochodzenia szlacheckiego było tyko 62, a synów dawnego stanu trzeciego – 257.

Naprzeciw stała armia austriacko-sardyńska, licząca wprawdzie ok. 80 tys. ludzi, ale aż 26 tys. Sardyńczyków tkwiło na zachód od Turynu, chroniąc go przed atakiem stojącej pod Lyonem Armii Alp generała Kellermanna (18 tys. żołnierzy). Austriakami dowodził urodzony w Brabancji, doświadczony, 71-letni generał dywizji Jean-Pierre de Beaulieu. Większość dowódców austriackich i sardyńskich starsza była od przeciwników o pokolenie, a mentalnie pozostała na polach bitew wojny siedmioletniej. Powolne marsze, szyk linearny i wsparta ogniem obrona przeciwstawić się miały francuskiemu Blitzkriegowi – szalonym (dla zwyciężanych starców) marszom, śmiałym atakom bez nadmiernego ważenia proporcji sił i parciu do zwarcia. Przypomnijmy, że słabiej wyszkolona armia rewolucyjna, złożona po części z doświadczonych głównie na wiejskich zabawach ochotników, znacznie lepiej czuła się w walce kolbą i bagnetem. Wszak wielu żołnierzy nawet nie wystrzeliło przed pierwszą bitwą.