Natomiast zgodnie z ogólnymi praktykami typowymi dla pastwa totalitarnego inwigilowano obywateli, w tym o żydowskich korzeniach, którzy dali się poznać jako krytycy reżimu. Gomułka nie był osobą owładniętą obsesjami antysemickimi i nie próbował tłumaczyć trudności, z jakimi borykała się PRL, żydowskim spiskiem. Ignorował to, co działo się za wschodnią granicą, gdzie pod płaszczykiem walki z syjonizmem uprawiano oficjalnie i za państwowe pieniądze propagandę antysemicką. W Polsce zaufani współpracownicy I sekretarza o żydowskich korzeniach nadal zasiadali w Biurze Politycznym KC PZPR, nawet po tym, gdy odszedł z niego wiązany z „puławianami” Roman Zambrowski (1963 r.), co niekiedy tłumaczy się rzekomym antysemityzmem Gomułki.

Tego, co nie interesowało I sekretarza, nie przeoczył natomiast ambitny wiceminister MSW Mieczysław Moczar, marzący o odgrywaniu kierowniczej roli w państwie. Przyjaciele radzieccy „wskazywali, jakie kryteria można zastosować, by w państwie, w którym nie ma mowy o cyklicznym ruchu kadr wywołanym demokratycznymi wyborami, doprowadzić do roszad personalnych. Duch „narodowościowej regulacji kadr” ponownie pojawił się w niektórych rządowych i prowincjonalnych gabinetach. Przedwojenny staż w internacjonalistycznej Komunistycznej Partii Polski nie wystarczył do powstrzymania Moczara przed dzieleniem partyjnych towarzyszy na Żydów i aryjczyków.

W maju 1962 r. przestał być drugim wiceministrem MSW Antoni Alster, przedwojenny komunista o żydowskich korzeniach, który nadzorował pracę Departamentu III MSW zajmującego się mniejszościami narodowymi. Już w następnym roku w tym departamencie i podległych mu wydziałach trzecich komend wojewódzkich MO przystąpiono do systematycznej inwigilacji oddziałów TSKŻ, kongregacji religijnych i innych instytucji żydowskich, werbując tajnych informatorów w ramach rozpoznawania zagrożeń ze strony syjonizmu.

MSW interesowały opinie wyrażane w społeczności żydowskiej, kontakty jej przedstawicieli z cudzoziemcami. Ustalano, kto prowadzi korespondencję z mieszkańcami Izraela, otrzymuje stamtąd paczki i wyjeżdża tam w celach turystycznych. Stopniowo gromadzono dane personalne osób pochodzenia żydowskiego i tych, które za takie uważano. Odbywało się to w ramach operacji „po zagadnieniu syjonistycznym” (sic!). Trzeba jasno stwierdzić, że szersza inwigilacja Żydów w różnych częściach kraju zaczęła się już w pierwszej połowie lat 60. Natomiast nie ma dowodów, że odbywała się ona z inspiracji i za przyzwoleniem Gomułki. W okresie kilku lat MSW i SB wyszkoliło grono funkcjonariuszy zorientowanych w stosunkach panujących w lokalnych środowiskach żydowskich.

Zbierano informacje, które albo wprost kompromitowały figuranta (osobę inwigilowaną), albo mogły być tak zmanipulowane, by przedstawić go w złym świetle. Z zachowanych dokumentów wynika, że nie interesowano się przejawami normalnej, statutowej działalności instytucji żydowskich. Odnotowywano natomiast to, co mogło być zinterpretowane jako dowód nielojalności obywatelskiej wobec PRL, niechęci do kierownictwa partii i rządu lub narodu polskiego. Stąd zapisywano każdą krytyczną uwagę odnoszącą się do tych kwestii. Osobną kategorię stanowiły wzmianki na temat aktywności ambasady Izraela w Polsce oraz innych cudzoziemców zachęcających polskich obywateli do emigracji. [i]Grzegorz Berendt, dr hab., prof. Uniwersytetu Gdańskiego, pracownik Instytutu Historii UG i Biura Edukacji Publicznej IPN[/i]