Do sądu, nie do szkoły

Siedziałam w pierwszym rzędzie. Pisałam szybko, na brudno. W domu przepisywałam – mówi o pamiętniku z procesu ojca Barbara Gorgoń, córka górnika z Wujka

Publikacja: 15.12.2008 03:12

Barbara Gorgoń dokładnie notowała przebieg procesu górników, w którym skazano jej ojca Adama Skwirę.

Barbara Gorgoń dokładnie notowała przebieg procesu górników, w którym skazano jej ojca Adama Skwirę. Na zdjęciu trzyma zeszyt z tamtymi zapiskami

Foto: Edytor.net, Tomasz Griessgraber Tomasz Griessgraber

[b]Rz: Dlaczego spisywała pani relację z procesu ojca?[/b]

[b]Barbara Gorgoń, córka jednego z przywódców strajku w Wujku Adama Skwiry:[/b] Namówili mnie do tego dorośli, którzy przychodzili do nas do domu po internowaniu taty. Byliśmy pewni, że czasy się nie zmienią, że ten proces nie ujrzy światła dziennego. Chcieliśmy zachować to dla potomnych. Nie chodziłam do szkoły, bo proces zaczynał się o godzinie ósmej rano.

[b]Czy jako 15-latka miała pani świadomość, że uczestniczy w czymś ważnym?[/b]

Kiedy trwał proces ojca, to w sąsiednich salach sądu w Katowicach odbywały się podobne procesy tych, którzy strajkowali w innych zakładach pracy w stanie wojennym. Chyba byli z Huty Katowice, z Fabryki Zmechanizowanych Obudów Ścianowych w Tarnowskich Górach. Pamiętam, jak milicja prowadziła mężczyzn skutych w kajdanki, w szarych drelichach. Wprowadzano ich na salę tych pokazowych procesów. To było przerażające. I te tłumy ludzi na korytarzach, płacz, krzyki. Nikt nie wiedział, do czego to zmierza ani jak się skończy.

[b]Jak udało się w sposób niezauważony zaprotokołować proces?[/b]

To był jakiś cud. Siedziałam z mamą, kolegami taty z kopalni z „Solidarności” w pierwszym rzędzie, przed samą balustradą. Przed nami siedzieli esbecy, milicja, ochrona. Pisałam szybko, na brudno, w domu przepisywałam.

[b]Co pani pamięta z pacyfikacji kopalni?[/b]

Byłam wtedy w szpitalu. 16 grudnia w szpitalach była pełna mobilizacja, wypuszczano wszystkich na przepustkę, by zrobić miejsce rannym. Przyszłam piechotą na nasze osiedle. Było otoczone przez ZOMO, wokół sami agenci i tłumy ludzi. Poszłam jak najbliżej bramy kopalni. Już idąc, słyszałam strzały, czołgi. A potem sygnały karetek.

[b]Wiedziała pani, że po drugiej stronie jest pani tata? [/b]

Że do nich strzelano? Że może zginąć? Nie pamiętam, czy miałam wtedy taką świadomość. Chyba byłam za młoda, by uświadomić sobie tak straszną rzecz. Pamiętam, że gdy stałam w tym tłumie wiele godzin, co chwilę ktoś krzyczał, że kogoś widział, że coś widział. To były jakieś niewyobrażalne historie.

[b]Adama Skwirę SB zatrzymało dopiero cztery dni później. Pamięta pani ten moment?[/b]

Tata wrócił po pacyfikacji do domu ok. godziny 20. Zarośnięty, przerażony, wychudzony. Powiedział, że nie może tu nocować, że grozi mu kara śmierci. Zaprowadziłam go do sąsiadów na szóste piętro. Tam nocował, a właściwie był, bo nie spał. Czekał, aż po niego przyjdą. Postanowił się ukrywać, ale koledzy z kopalni powiedzieli mu, żeby tego nie robił. Następnego dnia pojechałam z tatą szukać po szpitalach pana Staszka Płatka. Został postrzelony, miał wtedy dwadzieścia kilka lat, a tata miał 46 lat i czuł się za niego odpowiedzialny.

[b]Dużo ryzykowaliście...[/b]

Było coś ważniejszego niż strach. Tata mnie wziął, bym była świadkiem, co się z nim stanie. Odwiedziliśmy wszystkie szpitale, pytaliśmy o Płatka, ale wszyscy krzyczeli, że mamy uciekać. Byliśmy nawet w szpitalu MSW na ulicy Głowackiego. Powiedziano nam, że nikogo takiego tu nie ma. A Płatek tam był operowany.

[wyimek]Trzy lata później na nowym osiedlu dozorcą naszego bloku został esbek, który zatrzymywał ojca [/wyimek]

Po tatę przyszli w niedzielę, 20 grudnia. Patrzyłam przez okno. Blok był otoczony agentami w cywilu, młodymi esbekami. Tylu na jednego człowieka... Tatę zobaczyłam dopiero przed procesem, na spotkaniu wszystkich zatrzymanych w areszcie. Wcześniej szukałyśmy go po różnych aresztach, ale wszyscy nas przeganiali. Nic nie wiedzieliśmy. Czy żyje? Zapadł się pod ziemię. Przez stowarzyszenie PAX znaleźliśmy adwokatkę, odważną. Dużo dla nas zrobiła.

Tata wrócił do domu po półtora roku. Nie mógł znaleźć pracy, a do emerytury brakował mu rok. W końcu znalazł w kopalni Śląsk. Był tam taki jeden odważny dyrektor. Tacie powiedział tylko jedno zdanie: – Tylko mi tu nie rozrabiać. To był akt niesamowitej odwagi.

[b]Jak tamten tragiczny okres wpłynął na późniejsze życie pani ojca?[/b]

Opowiem pani coś ciekawego. W 1985 r. wyprowadziliśmy się na osiedle Witosa w Katowicach. Dozorcą naszego bloku okazał się człowiek, którego tata od razu rozpoznał. To był esbek, który pilnował taty, kiedy go zatrzymano. On chyba też tatę rozpoznał, bo mieliśmy z nim gehennę. Straszył nas, wkładał nam zapałki w zamek w drzwiach, szykanował naszą rodzinę. Po latach zgłosiłam się z tą historią do IPN. Prokuratorzy odszukali tego człowieka w jakiejś melinie. Znaleźli po 27 latach! Był kompletnie zaskoczony.

[b]A jakie piętno na pani odcisnęła historia Wujka?[/b]

Całe życie żyję w cieniu tej sprawy. Tata był dla mnie bohaterem. Pewnie dlatego byłam w Warszawie na pogrzebie księdza Popiełuszki. Do dzisiaj mam w domu kasety z nagraniem pogrzebu. Kolega z liceum Wojtek Kempa siedział na drzewie i nagrywał. Wiedzieliśmy, że to ważny moment naszej historii.

Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem