Nosicielami zbiorowej pamięci nie są wszyscy, wielu z nas pozbawionych jest tej zdolności, niektórym ją kiedyś amputowano: może także amputowano ją twemu ojcu, a tyś się już taki urodził... Nie przejmuj się nadmiernie: czuła pamięć o Kresach nikomu do zbawienia nie jest konieczna. Tych jednak, co ją żywią, w ich polskości – jak sądzę – wzbogaca. W europejskości chyba też.

Zagłębianie się w opowieść o Kresach nie jest przedsięwzięciem ani całkiem łatwym, ani zawsze poprawiającym humor, ani nawet do końca bezpiecznym. Niełatwo zebrać w głowie sporą garść informacji z różnych półek, a okazują się one konieczne, by zrozumieć, co ta historia naprawdę opowiada. Niewesoło jest czytać o ludzkich głupotach, małościach, egoizmach i mniejszych lub większych łajdactwach, które psuły i niszczyły realizację najznakomitszych przedsięwzięć i dobru odbierały szansę zaowocowania. W czym jednak kryć się może niebezpieczeństwo starych klechd? Cóż, Kresy to nie tylko geografia i historia, ale i specyficzna wrażliwość, szczególny – wyrosły w trudnych doświadczeniach – sposób patrzenia na życie.

Póki będziesz na te obrazy spoglądać z dużego dystansu, nic ci nie grozi. W którymś momencie, podpatrując tamtych, z kresowej literatury, ale i z tamtejszej rzeczywistej historii wziętych bohaterów, łotrów, zdrajców czy ich ofiary, możesz jednak ślady ich ówczesnej wrażliwości odkryć w sobie. Wołodyjowski, Bohun, Zagłoba i Kurcewiczówna, Kmicic, Oleńka i Bogusław Radziwiłł, ale także konfederaci barscy, targowiczanie, filomaci, Romuald Traugutt i Feliks Dzierżyński – to wszystko Kresy i tamtejsze, jakże narzucające się, wybory postaw. Jeśli te ich wybory zapamiętasz i odczytasz wymowę tamtych dramatów, podświadomie staniesz się ich świadkiem. A to czasem komplikuje życie. Opowieść o Kresach stać się wtedy może po trosze i opowieścią o tobie.