Reklama

Aktualności z przeszłości

Nasze pretensje do magistratu i jego urzędników nie są niczym nowym. Zyskały nawet oprawę graficzną i to już 85 lat temu! Na łamach „Rzeczpospolitej” pojawiły się wtedy satyryczne rysunki, ukazujące to, co najbardziej bolało warszawiaków

Aktualizacja: 18.10.2010 02:58 Publikacja: 16.10.2010 18:50

Oba rysunki zajmowały całe pierwsze strony gazety. To było novum na warszawskim rynku, jak się można

Oba rysunki zajmowały całe pierwsze strony gazety. To było novum na warszawskim rynku, jak się można domyślić, obliczone na ściągnięcie czytelników. Inne dzienniki nie poszły jednak tą drogą

Foto: Biblioteka Narodowa

Tytułowe dzieło – „Magistrat reperuje jezdnię”, idealnie pasuje do 2010 roku. Jakby nic przez ten czas się nie zmieniło. Paru leniwych pracowników grzebie w ziemi, natomiast wokoło mamy gigantyczny korek. Jest takie łacińskie powiedzenie – nihil novi sub sole, czyli nic nowego pod słońcem.

I teraz pytanie – dlaczego przez te 85 lat nie potrafiono w mieście wypracować trzyzmianowej metody likwidowania szkody? Innymi słowy, miast pracować (lub pracę tę symulować) przez osiem godzin, robotnicy wykonywaliby ją przez całą dobę, skracając męki warszawiaków.

[srodtytul]Święty[/srodtytul]

Nic takiego nie nastąpiło, gdyż cały czas nad ratuszem czuwał „Święty Biurokracjusz, patron Magistratu”. Pod takim właśnie tytułem ukazała się w 1917 roku, na łamach „Robotnika”, informacja o koszmarnie długim przebiegu dokumentów, a w konsekwencji decyzji – w sprawie pogłębiarki wyrzuconej na wiślany brzeg podczas wiosennej powodzi. Początkowo była ona o 150 metrów od nurtu rzeki i łatwo było ją ściągnąć na wodę, ale nim biurokraci się porozumieli, nurt przesunął się i „czerpaczka rzeczna” znalazła się już 300 metrów od brzegu (swego czasu wspominaliśmy o tym wydarzeniu).

Równie radosnych działań urzędników było więcej. Jak dalece bolały one mieszkańców stolicy, świadczą dwa inne rysunki – a mianowicie przezabawny obrazek biuralistów szukających adresu podatnika winnego urzędowi dwa grosze i kolejny – koszmarnej kolejki przed zamkniętym okienkiem. Czy trzeba ten temat rozwijać?

Reklama
Reklama

Prawdę mówiąc, apogeum urzędniczego terroru miało miejsce w czasach wczesnej komuny, czyli w latach 50., kiedy to biuraliści okopywali się w swych zamkniętych na klucz pokojach, wywieszając tabliczki z napisem: „Przerwa”. Dawno temu taki emerytowany już urzędnik opowiadał mi, że pod koniec lat 50. w jednej z dzielnicowych rad narodowych (oni mieli dobre nazwy!) wydany został tajny okólnik zalecający ustalanie godzin sporządzania „śniadanio-obiadów”, tak by wszystkie wydziały nie zostały zamknięte w jednym czasie. I wystarczyło przejść się pod drzwiami, żeby wywąchać, co tam jest teraz gotowane oraz smażone. O święty Biurokracjuszu...

[link=http://www.zyciewarszawy.pl/artykul/1,523988.html]Czytaj więcej w Życiu Warszawy[/link]

Historia
Kongres Przyszłości Narodowej
Materiał Promocyjny
UltraGrip Performance 3 wyznacza nowy standard w swojej klasie
Historia
Prawdziwa historia agentki Krystyny Skarbek. Nie była polską agentką
Historia
Niezależne Zrzeszenie Studentów świętuje 45. rocznicę powstania
Historia
Którędy Niemcy prowadzili Żydów na śmierć w Treblince
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Historia
Skarb z austriackiego zamku trafił do Polski
Materiał Promocyjny
Prawnik 4.0 – AI, LegalTech, dane w codziennej praktyce
Reklama
Reklama