Hilfe, Hilfe!

Na wodzie pisane... opowieści marynistyczne z Polski i ze świata

Publikacja: 05.11.2011 00:01

Armia Czerwona w ataku na Frombork w lutym 1945 roku

Armia Czerwona w ataku na Frombork w lutym 1945 roku

Foto: AKG/East News

Exodus z portów bałtyckich przeprowadzony przez Kriegsmarine w styczniu i lutym 1945 roku swoją skalą znacznie przewyższył sławną brytyjską operację ewakuacyjną spod Dunkierki. Drogą morską Niemcy wywieźli wtedy cztery swoje dywizje i 1,5 miliona cywilnych uchodźców. Nie wszyscy z nich uratowali życie, wypełnione ludźmi jednostki Kriegsmarine bezustannie atakowane były bowiem przez nieprzyjacielskie samoloty i łodzie podwodne. Niekiedy ze straszliwym skutkiem. 31 stycznia jeden z sowieckich okrętów podwodnych S-13 zatopił „Wilhelma Gustloffa" (patrz nr 91). Była to największa katastrofa morska w dziejach. Zginęło w niej 9 tysięcy osób, w połowie – dzieci.

Tydzień wcześniej rozpoczęła się masowa ewakuacja mieszkańców Elbląga, wówczas Elbinga. Opowiada o niej w książce „Elbing 1945" Tomasz Stężała (Erica, Warszawa 2010), przedstawiając przejmujący obraz końca niemieckich Prus Wschodnich. Wojska 2. Frontu Białoruskiego zdobyły miasto 10 lutego. Droga do Gdańska stała otworem. Fama o wyczynach sowieckich „bojców" poprzedzająca nadejście Armii Czerwonej sprawiła, że kto tylko mógł, uciekał z Elbląga. W czwartek, 25 stycznia, na przystani żeglugi działy się sceny iście dantejskie. Marynarze starali się zapanować nad zgromadzonym na Dampferanlegeplatz „tłumem ludzi, z ich walizkami, tobołkami, maszynami do szycia i pierzynami", szturmującym trapy stojących okrętów. „Drewniany pomost skrzypiał niebezpiecznie pod ciężarem ludzkiej ciżby wciskającej się na najnowsze małe niszczyciele klasy Elbing. T-37, T-38 i T-39 jeszcze nie były w pełni wykończone i obsadzone załogami; co więcej, niesprawdzone na morzu, a na dodatek ostatni z nich miał być holowany".

Starszym bosmanem na T-37 był Herbert Krupinsky. Usiłował pokrzykiwać na swoich ludzi, ale jego głos ginął w ogólnej wrzawie. Okręt „powoli wypełniał się ludźmi, którzy natychmiast rozchodzili się po pokładzie i nie zważając na polecenia marynarzy, zajmowali najlepsze z ich punktu widzenia miejsca. Nagle rozległ się krzyk – jakaś kobieta z dzieckiem osunęła się między nabrzeże a okręt".

Krupinsky wychylił się przez barierkę, ale w wieczornym mroku niewiele zobaczył. Dwóch matów wykorzystało sytuację i po odbezpieczeniu pistoletów maszynowych zablokowali trap. Tłum jednak ponownie naparł na nich. Na okrętach stojących od strony stoczni było podobnie. „Na nadbrzeże podjechały wreszcie ciężarówki oznaczone czerwonymi krzyżami – marynarze dostali rozkaz ewakuacji rannych i chorych ze szpitala i dla nich zarezerwowane było miejsce pod pokładem".

Żeby zrobić przejście dla sanitariuszy z noszami, bosman musiał trzykrotnie wystrzelić w powietrze, ale uchodźcy uspokoili się tylko na chwilę. Za moment marynarze musieli posłać ponad głowami ludzi kolejne serie z peemów. „Szybciej, szybciej – dowódca okrętu usiłował przekrzyczeć hałas. Lodołamacz pewnie przebił już drogę do Zalewu, a na tym mrozie nie mogą czekać. Zwłaszcza że można się spodziewać ruskich samolotów albo ognia artyleryjskiego. Krupinsky ponaglał marynarzy i sanitariuszy. Z pokładu T-37 szczęśliwcy, którzy zdołali się dostać na okręt, machali i krzyczeli coś do tych na brzegu. Jakiś człowiek wspiął się na dach osłaniający nadbrzeże i skoczył, próbując uchwycić reling okrętu, ale wpadł z pluskiem do lodowatej wody. Jego »Hilfe, Hilfe!« zginęło w ogólnej wrzawie. Tłum ponownie rozpoczął rozpaczliwe natarcie na trap okrętu. Na szczęście ranni byli już pod pokładem".

W końcu kapitan Hering mógł machnąć ręką, a Krupinsky dać gwizdkiem sygnał do odbicia. Rozległy się następne ostrzegawcze serie i marynarzom udało się wciągnąć trap, z tym że i tak rufową cumę musieli przeciąć. Okręt odbijał żegnany złorzeczeniami, płaczem, rykiem. Wtem pewien mężczyzna z papierami w ręku, który wcześniej głośno domagał się wpuszczenia na pokład, wyjął spod płaszcza pistolet i wycelował w bosmana. „Zaskoczony Krupinsky znieruchomiał: dzieliły ich jakieś trzy – cztery metry wody, więc mężczyzna nie mógł chybić. Nagły jazgot peemu tuż przy uchu: człowiek z papierami zgiął się i padł na ziemię, wokół niego wybuchł krzyk przerażenia – ktoś obok też dostał kulkę. Marynarze na pokładzie krzykami odsuwali pasażerów od przejść – okręt był przeciążony i potwornie zatłoczony – na całym stumetrowym pokładzie znajdowało się kilkuset, może nawet i tysiąc ludzi".

Ci, którzy zostali na przystani, zaczęli się pocieszać, że niebawem nadpłyną kolejne transportowce, które ich zabiorą. Nadzieja trwała krótko. Krupinsky zapamiętał, że w jednej sekundzie i jego, i marynarzy, i uchodźców przydusił na pokładzie „diabelski gwizd i huk eksplozji. W miejsce, na którym przed chwilą cumowali, uderzyły rakiety „organów Stalina". W powietrze wyleciały drewniane fragmenty nadbrzeża, brukowa kostka, ludzkie ciała, bryły lodu i woda. Seria pocisków przeniosła się na drugi brzeg i uderzyła w magazyny na wyspie spichrzów. Okręt jak koń spięty ostrogami gwałtownie przyśpieszył i prawie zrównał się z T-38. Dwa niszczyciele przez chwilę płynęły prawie równolegle, zostawiając za sobą morze tragedii".

10 lutego o godzinie 20 kapitulację miasta Elbing uczczono w Moskwie 20 salwami artyleryjskimi z 224 dział. A generał Jakuszow od swojego szefa sztabu pułkownika Rubana dowiedział się o poniesionych stratach (nawet do 60 proc. stanów w czołowych oddziałach) i osiągniętych zdobyczach (m. in. trzy parowozy, 50 wagonów, 500 samochodów, w ogromnej większości uszkodzonych). A także tego, że „to miasto zdobyte dzięki naszej krwi ma najprawdopodobniej stać się częścią Polszy".

„No cóż, będzie, jak ma być – odrzekł generał major – choć to szkoda, że takie ładne miasto nie będzie nasze. Ale Polaki muszą nam wybaczyć, że weźmiemy sobie coś na pamiątkę z ich nowego miasta". Po ograbieniu z „pamiątek" z tego „ładnego" miasta nie zostało nic. „Odeszli ludzie, zburzono domy, umarły wspomnienia" – pisze Tomasz Stężała, mieszkaniec, znawca i historyk Elbląga.

Krzysztof Masłoń, krytyk literacki „Rzeczpospolitej" k.maslon@rp.pl

Historia
Co naprawdę ustalono na konferencji w Jałcie
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Historia
Ten mały Biały Dom. Co kryje się pod siedzibą prezydenta USA?
Historia
Most powietrzny Alaska–Syberia. Jak Amerykanie dostarczyli Sowietom samoloty
Historia
Dlaczego we Francji zakazano publicznych egzekucji
Materiał Partnera
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Historia
Tolek Banan i esbecy
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście