Radioelektroniczni szpiedzy morscy

Pod koniec lat 50. rozpoznanie radioelektroniczne przynosiło dane, które wpływały w istotny sposób na decyzje obu antagonistycznych bloków polityczno-wojskowych. Wykorzystywano przy tym instalacje stacjonarne, urządzenia montowane na samochodach, specjalnie wyposażone samoloty oraz okręty różnych klas.

Publikacja: 12.11.2011 00:01

Amerykański okręt wywiadowczy USS „Liberty”

Amerykański okręt wywiadowczy USS „Liberty”

Foto: Archiwum „Mówią wieki”, Leszek Nabiałek Les Leszek Nabiałek

Okręty rozpoznawcze – wykorzystując status prawny morza pełnego – mogły manewrować blisko brzegu tuż poza wodami terytorialnymi. Państwo, przeciwko któremu prowadzono rozpoznanie, nie mogło temu przeciwdziałać w sposób zgodny z prawem międzynarodowym. W odróżnieniu od samolotów okręty rozpoznawcze prowadzą długotrwałe i ciągłe rozpoznanie, a koszt ich utrzymania jest znacząco niższy niż satelitów szpiegowskich.

Na początku lat 60. okrętami rozpoznawczymi zainteresowała się amerykańska National Security Agency (NSA, Agencja Bezpieczeństwa Narodowego). Początkowo zadania rozpoznania z morza wykonywały okręty wydzielone ze składu floty, ale szybko  się okazało, że jest to rozwiązanie kosztowne i obarczone dużym ryzykiem sprowokowania incydentów, a ponadto obecność okrętów US Navy w pobliżu obcych wód budziła zainteresowanie mediów.

Podjęto więc decyzję o adaptacji na okręty rozpoznawcze znacznie mniej rzucających się w oczy transportowców z okresu II wojny światowej. Miały one pod względem organizacyjnym i operacyjnym wchodzić w skład US Navy, jednakże zadania w zakresie rozpoznania stawiała im NSA, która włączała również swoich specjalistów w skład załóg. Pierwszy okręt rozpoznawczy „Pvt. Jose F. Valdez" (T-AG 169) wszedł do służby w listopadzie 1961 roku i przez następnych dziesięć lat prowadził rozpoznanie radioelektroniczne na wodach afrykańskich. W następnych latach banderę podniosły jednostki „James E. Robinson" (T-AG 170) i „Sgt. Joseph E. Muller" (T-AG 171).

Równolegle do służby weszły jednostki działające na rzecz wywiadu marynarki. „Oxford" (AG 159) prowadził w czasie kryzysu kubańskiego w 1962 roku nasłuch łączności radiowej wojsk sowieckich na Kubie, „Georgetown" (AGTR 2) operował na wodach Ameryki Południowej, „Jamestown" (AGTR 3) penetrował wody wokół Afryki, „Belmont" (AGTR 4) odegrał istotną rolę w czasie amerykańskiej interwencji w Republice Dominikany, „Liberty" (AGTR 5) pływał na Morzu Śródziemnym. Rezultaty działań jednostek serii AGTR były na tyle zachęcające, że NSA i US Navy adaptowały mniejsze jednostki zdolne operować bliżej brzegu. Do służby wcielono trzy małe transportowce „Banner" (AGER 1), „Pueblo" (AGER 2) i „Palm Beach" (AGER 3).

USS „Pueblo"

„Pueblo" powstał po adaptacji wysłużonego transportowca wojskowego. Wyporność jednostki wynosiła 935 ton, długość 56,7 m, szerokość 9,75 m, zanurzenie 2,81 m. Napędzana była maszyną parową potrójnego rozprężania napędzającą dwie śruby (zastąpiono ją dwoma silnikami wysokoprężnymi o mocy 500 KM każdy). Prędkość maksymalna wynosiła 13,1 węzła, w praktyce nie przekraczała w końcowym okresie służby jednostki 12,2 węzła.

W 1966 roku okręt został przebudowany w stoczni Puget Sound Naval Shipyard w Bremerton (Washington) na „okręt badawczy", otrzymał nazwę „Pueblo" i numer burtowy AGER 2. Koszt adaptacji i wyposażenia specjalistycznego zamknąć się miał kwotą 5 mln USD. Poszukując oszczędności, obniżono ją jednak

o 1 mln USD, co odbiło się na wyposażeniu jednostki. Dowódca, nadzorujący przy tym roboty komandor podporucznik Bucher, meldował zarówno ustnie, jak i pisemnie (co interesujące, meldunki pisemne zaginęły) o niedostatecznym wyposażeniu jednostki w środki do niszczenia dokumentów niejawnych oraz o niemożności szybkiego zniszczenia tajnych urządzeń elektronicznych. Przełożeni przyznali mu rację i w efekcie „Pueblo" otrzymał... pięć siekier i młotów kowalskich (do niszczenia wyposażenia elektronicznego) oraz 50 małych ładunków wybuchowych używanych do zwalczania płetwonurków bojowych (miano się nimi posłużyć podczas niszczenia dokumentacji).

Nieusatysfakcjonowany Bucher pozyskał z własnej inicjatywy dwie dodatkowe spalarki do papieru. Z uwagi na ich małą wydajność był to jednak tylko półśrodek. Na „Pueblo" znaj- dowało się ponad 1300 kg niejawnych materiałów, które nie powinny dostać się w ręce nieprzyjaciela. Przed wyjściem w rejs okręt miał otrzymać  ponadto 25-kilogramowy kanister z cieczą żrącą, ale z nieustalonych przyczyn nigdy nie dotarł on na pokład. Dowód-ca okrętu meldował także o niewystarczającym wyposażeniu jednostki w środki łączności radiowej. Meldunki nie wywołały jednak żadnej reakcji.

Według pierwotnych planów okręt miał otrzymać dwie armaty 20 mm lub armatę 40 mm. Ostatecznie poprzestano na dwóch 12,7-mm karabinach maszynowych Browning M2. Również o tym fakcie Bucher zameldował przełożonym. W odpowiedzi na informacje i sugestie dotyczące dozbrojenia jednostki, zawarte w raporcie dowódcy okrętu, dowódca US Navy w Japonii kontradmirał Johnson stwierdził, że armaty nie zostaną zamontowane, gdyż mogłoby to zostać poczytane za prowokację przez państwa, u wybrzeży których operować miał USS „Pueblo". Obawy budziły też wyeksploatowane urządzenia napędowe oraz sterowe. Podczas prób stoczniowych w Bremwerton maszyna sterowa sześciokrotnie w ciągu dwóch tygodni odmówiła posłuszeństwa. Mimo uwag zgłaszanych przez

dowódcę okręt 13 maja 1967 roku wcielony został do służby.

Załoga i pierwsze zadanie

A oto personel jednostki:

• załoga okrętowa (dowódca okrętu, dwóch oficerów, starszy podoficer, 49 podoficerów i marynarzy),

• personel rozpoznawczy (oficer i 26 podoficerów, w tym dwóch władających językiem koreańskim żołnierzy piechoty morskiej oraz dwóch cywilnych hydrografów).

Dowódcą grupy rozpoznania był porucznik Harris, który zadania  otrzymywał z zewnątrz i w zakresie ich realizacji komandor Bucher nie był jego przełożonym. Co więcej, ze względu na obowiązujące przepisy o ochronie tajemnicy nie mógł on wchodzić do niektórych pomieszczeń zajmowanych przez grupę rozpoznania.

W Japonii komandor Bucher otrzymał pierwsze zadanie: przeprowadzenie rozpoznania środkami radioelektronicznymi i wzrokiem wybrzeża Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej [KRLD]. Miało ono obejmować przede wszystkim ustalenie dyslo- kacji i parametrów pracy środków radiolokacyjnych północnokoreańskiego systemu obrony przeciwlotniczej, rozpoznanie sieci alarmowania, powiadamiania i dowodzenia obrony powietrznej oraz obrony wybrzeża, określenie rejonów rozmieszczenia stanowisk dowodzenia i węzłów łączności radiowej znajdujących się w rejonie nadmorskim wojsk lądowych. Cała przechwytywana korespondencja radiowa miała być zapisywana. Ponadto „Pueblo" miał obserwować ruch jednostek pływających, ze szczególnym uwzględnieniem okrętów sowieckich (w tym zwłaszcza podwodnych i jednostek rozpoznawczych).

Bucherowi zabroniono przekraczania, pod jakimkolwiek pozorem i z jakiegokolwiek powodu, granicy wód terytorialnych Korei Północnej. Podkreślić należy, że dowódca okrętu nie znał szczegółowych rozkazów porucznika Harrisa. Całość zadań rozpoznawczych realizowanych przez US Navy i NSA w tym rejonie nosiła kryptonim „Ichthyic", zaś misja „Pueblo" otrzymała kodowe oznaczenie „Pinkoot I". Amerykański okręt wyruszyć więc miał w typowy rejs rozpoznawczy, podobny do 14 odbytych wcześniej przez bliźniaka „Pueblo" – „Bannera". Podkreślić należy, że działalność taką prowadziła i prowadzi większość flot wojennych. Już po incydencie z „Pueblo" dowództwo US Navy podkreślało, że analogiczne zadania wykonują sowieckie jednostki rozpoznawcze, upozorowane najczęściej na statki rybackie.

23 stycznia 1968

11 stycznia 1968 roku „Pueblo" opuścił japoński port Sasebo i idąc kursem północno-zachodnim, ruszył ku północno-wschodnim wybrzeżom Korei Północnej. Padał śnieg, wiał silny wiatr, a temperatura utrzymywała się w okolicy zera. Komandor Bucher zamierzał wykonać zadanie, idąc z północy na południe wzdłuż wybrzeża KRLD. „Pueblo" występował jako amerykańska oceanograficzna jednostka badawcza. Na masz- cie podniesiono banderę, lecz załoga nie nosiła mundurów, a karabiny maszynowe były przykryte pokrowcami z płótna żaglowego. 16 stycznia okręt znalazł się na podejściach do północnokoreańskiego portu Chongjin, po czym zgodnie z planem skierował się na południe. 21 stycznia napotkał północnokoreański patrolowiec. Przeszedł on około 250 metrów od „Pueblo".

Następnego dnia około południa okręt amerykański opłynęły dwie pomalowane na szaro jednostki rybackie. Bucher był przekonany, że ich pojawienie nie było przypadkowe i umieścił informację o tym w nadanym drogą radiową do Japonii „meldunku operacyjnym". „Pueblo" otrzymał potwierdzenie przyjęcia meldunku, lecz z niewiadomych przyczyn został on rozko- dowany dopiero po 14 godzinach.

23 stycznia, przed godziną 12 obsada pomostu zameldowała (dowódca przebywał wówczas w messie oficerskiej) wykrycie szybkiej jednostki idącej na zbliżenie z „Pueblo". Bucher polecił wówczas określenie pozycji swego okrętu i okazało się, że znajduje się w odległości nie mniejszej niż 15 mil morskich od najbliższego lądu, a więc poza dwunastomilowym pasem północnokoreańskich wód terytorialnych. Uspokojony komandor wyszedł na pomost. Do „Pueblo" zbliżał ścigacz okrętów podwodnych konstrukcji sowieckiej (projektu 201, według kodu NATO typ SO – 1) niosący banderę północnej Korei. Okrążał on „Pueblo", utrzymując odległość 400 – 1500 m. Amerykański dowódca zorientował się, że załoga intruza znajdowała się w alarmie bojowym: armata była obsadzona, a na pokładzie stali marynarze uzbrojeni w broń automatyczną. Posługując się międzynarodowym kodem sygnałowym, okręt północnokoreański zapytał o przynależność państwową „Pueblo". Na jednostce amerykańskiej dopiero wówczas podniesiono banderę, co wywołać miało (według późniejszych relacji członków załogi „Pueblo") widoczne poruszenie na pomoście i pokładzie ścigacza. Jednocześnie okręt amerykański zastopował i zaczął wybierać opuszczone urządzenia do mierzenia temperatury wody i zasolenia wody morskiej (według części publikacji wybierano holowaną antenę pasywnej stacji hydroakustycznej).

Sygnał „critic"

Niejasna sytuacja skłoniła Buchera o godzinie 12.52 do nadania drogą radiową zakodowanego sygnału „critic". Zgodnie z obowiązującymi procedurami radiogram o takim stopniu pilności natychmiast otrzymywać mieli sekretarz obrony i Biały Dom. W meldunku stwierdził, że zamierza „w miarę możności" pozostać w rejonie. Później Bucher tak zrelacjonował dokonaną wówczas ocenę sytuacji: „[...] sądziłem, że jest to tylko sprawdzenie i chce [północnokoreański okręt – przyp. aut] mnie postraszyć". Po nadaniu meldunku dowódca nakazał maszynowni przygotowanie się do szybkiego osiągnięcia maksymalnej prędkości. Był to jednak – uwzględniając różnicę prędkości – raczej akt desperacji niż rzeczywista ucieczka.

Ścigacz przekazał wówczas kodem flagowym kolejny sygnał: „Zastopować maszyny albo otworzę ogień". „Pueblo" odpowiedział: „Znajduję się na wodach międzynarodowych". Po północnokoreańskim sygnale na jednostce amerykańskiej ogłoszono alarm bojowy, a o 13.30 Bucher nakazał przez rozgłośnię okrętową „przygotowanie okrętu do walki", ograniczając jednocześnie zakres wykonywanych czynności do przedsięwzięć z zakresu obrony przeciwawaryjnej. W związku z tym wielokalibrowe karabiny maszynowe pozostały nieobsadzone, nie zdjęto z nich nawet pokrowców.

Równolegle trwała wymiana radiogramów z dowództwem w Japonii. Dowódca „Pueblo" polecił nadać: „[...] mam towarzystwo (...) chciałbym utrzymywać ciągłą łączność [z dowództwem – przyp.  aut.]". Następnie na pomost wezwany został pierwszy mechanik. Na pytanie postawione przez dowódcę o czas zatopienia „Pueblo" poprzez otwarcie zaworów dennych (kingstonów) odpowiedział on, że wymaga to minimum dwóch i pół godziny. Zauważyć przy tym należy, że przy głębokości morza wynoszącej w rejonie incydentu około 55 metrów zatopienie jednostki w żadnym przypadku nie mogło zapobiec przejęciu przez wroga  tajnych dokumentów i wyposażenia rozpoznawczego.

Do ścigacza dołączyły w tym czasie dwa samoloty myśliwskie typu MiG oraz trzy, a nieco później czwarty, kutry torpedowe i jeszcze jeden ścigacz.

Bucher obrał kurs na otwarte morze, podnosząc jednocześnie sygnał: „Dziękuję za zainteresowanie, odchodzę z rejonu". Jeden ze ścigaczy podszedł do „Pueblo" od strony rufy i podniósł sygnał: „Podążać (iść) za mną albo otworzę ogień". Okręt amerykański zignorował jednak sygnał i nadal szedł całą naprzód ku pełnemu morzu.

Karabiny maszynowe pozostawały nieobsadzone.

Wróg strzela

Kilkanaście sekund później jeden ze ścigaczy otworzył ogień, oddając 6 – 14 strzałów z odległości około 1500 m. Dwa kutry torpedowe ostrzelały równocześnie pomost „Pueblo" z broni maszynowej. Ścigacz uzyskał trzy trafienia: w maszt i burtę powyżej linii wodnej, a ostrzał z kutrów spowodował zranienie czworga ludzi (według innych publikacji trojga), łącznie z dowódcą okrętu, który został kontuzjowany przez od-łamki szkła i drewna. Nie zwracając uwagi na odniesione obrażenia, Bucher wydał przez telefon rozkaz (było to około 13.30) natychmiastowego rozpoczęcia niszczenia dokumentów niejawnych i aparatury rozpoznawczej. Porucznik Harris zameldował, że niszczenie jest w toku. Ponieważ „Pueblo" nadal nie zmienił kursu ani nie zmniejszył prędkości, północnokoreańskie okręty wznowiły ostrzał, który ustał dopiero po zastopowaniu maszyn.

Po zatrzymaniu amerykańskiego okrętu ścigacz podniósł sygnał: „Podejść do mnie, mam pilota na pokładzie". Dowódca amerykański podporządkował się poleceniu, zawrócił okręt i przekazał maszynowni sygnał „wolno naprzód". Bucher był wówczas przekonany, że niszczenie materiałów i urządzeń niejawnych zbliża się do końca. Sytuacja wyglądała jednak zupełnie inaczej. Później ustalono, że rozkaz dowódcy nie dotarł do centrali kryptologicznej, ponieważ nie działały umieszczone tam głośniki łączności wewnętrznej. Porucznik Harris poprzestał przy tym na przekazaniu rozkazu i osobiście nie sprawdził sytuacji w centrali kryptograficznej. Spotkał się później z zarzutem niekompetencji.

Niszczenie dokumentów rozpoczęto więc z opóźnieniem, z inicjatywy szefa centrali. Potwierdziła się wówczas, sygnalizowana wcześniej przez dowódcę okrętu, mała wydajność urządzeń niszczących. Aby przyspieszyć całą akcję, rozpoczęto również spalanie dokumentacji w blaszanych kubłach. Materiał palny znajdował się jednak na pokładzie, który był pod ogniem. W takiej sytuacji część materiałów, zamiast spalić, wyrzucono po prostu za burtę. Po 10 – 15 minutach niszczenie dokumentów przerwano. Obsada centrali miała wówczas otrzymać rozkaz „przerwać palenie". Do chwili obecnej nie udało się ustalić, czy taki rozkaz rzeczywiście padł, a jeżeli tak, to kto go wydał. Badając później wydarzenia, które zaszły na „Pueblo", komisja dochodzeniowa stwierdziła, że dowódca grupy rozpoznania nie potrafił opanować zamieszania i zaczątków paniki, jaka ogarnęła jego podwładnych. Ponadto wykazano, że personel Harrisa nie został właściwie przeszkolony w zakresie alarmowego niszczenia dokumentacji i urządzeń. W rezultacie duża ilość tajnych materiałów nie została zniszczona i wpadła w ręce sił północnokoreańskich.

W tym czasie, nie mając rozeznania w sytuacji zaistniałej pod pokładem, dowódca kazał ponownie zastopować okręt, by dać Harrisowi czas na dokończenie niszczenia. Okręty północnokoreańskie natychmiast otworzyły wówczas ogień. MiG-i odpaliły w pobliże „Pueblo" salwy niekierowanych pocisków rakietowych, zaś jeden z kutrów torpedowych zajmował pozycję do wykonania ataku torpedowego. Od ognia artylerii ciężko ranny został marynarz Hodges, który ciągnął po pokładzie worek z tajnymi dokumentami, aby wyrzucić go za burtę (zmarł później z ran). W takiej sytuacji Bucher dał „wolno naprzód". Koreańczycy zaprzestali wówczas ostrzału.

Dopiero wtedy dowódca „Pueblo" zszedł do pomieszczeń zajmowanych przez grupę rozpoznania. W centrali leżały trzy zawinięte w prześcieradła toboły niezniszczonych tajnych materiałów. Po ponagleniu Harrisa Bucher nadał meldunek do Japonii, w którym powiadomił dowództwo, że zamierza poddać okręt. Około godziny 14.30 na pokład wkroczył północnokoreański oddział pryzowy. „Pueblo" został doprowadzony do portu w Wonsan...

Amerykańska niemoc

Kiedy radiogramy Buchera dotarły do zwierzchników, okazało się, że nie ma ani planu, ani sił, które można by skierować na pomoc „Pueblo". Dowódca Sił Morskich USA w Japonii dysponował co prawda samolotami lotnictwa morskiego, lecz ich użycie do akcji militarnej przeciwko Korei Północnej było wykluczone ze względu na umowy międzyrządowe regulujące zasady stacjonowania sił amerykańskich na terytorium Wysp Japońskich. Regulacje te nie dotyczyły co prawda Okinawy, lecz wyspa ta oddalona jest o 900 mil morskich (1665 km) od Wonsan i samoloty nie zdołałyby wejść do akcji przed zajęciem „Pueblo" i odprowadzeniem go do portu. Trwałoby to 180 minut. Z kolei lotniskowiec „Enterprise" (podległy dowódcy Floty Pacyfiku, nie zaś dowódcy Sił Morskich USA w Japonii), manewrujący wraz z okrętami eskorty w odległości 600 mil od Wonsan otrzymał informacje zbyt późno, by jego samoloty mogły wesprzeć „Pueblo".

Istniała również możliwość skierowania w rejon Wonsan samolotów lotnictwa taktycznego stacjonujących w Republice Korei (południowej). Akcję US Air Force na rzecz US Navy należało jednak organizować za pośrednictwem Pentagonu. Na taką biurokrację brakło czasu.

Wtedy opracowano plan odbicia okrętu siłami dwóch okrętów nawodnych wspartych przez samoloty z USS „Enterprise". Według ówczesnego zastępcy szefa sztabu Floty Pacyfiku kontradmirała George'a L. Cassela do akcji tej wydzielono krążownik „Truxtun" i niszczyciel „Higbee". Ten drugi miał się wedrzeć do Wonsan i wyprowadzić „Pueblo" na morze lub, jeżeli okazałoby się to niemożliwe, zniszczyć jednostkę rozpoznawczą w porcie. Zadaniem krążownika (wyposażonego w kierowane pociski przeciwlotnicze Terrier) była bliska ochrona przeciwlotnicza i wsparcie okrętu  szturmowego. „Truxtun" i „Higbee" zmierzały już ku Wonsan, gdy operację przerwał osobisty rozkaz prezydenta Johnsona, który doszedł do wniosku, że akcja daje znikome szanse uratowania załogi zatrzymanej jednostki.

W niewoli

Po doprowadzeniu „Pueblo" do Wonsan załoga została umieszczona zapewne w budynku lokalnej siedziby władz bezpieczeństwa. Większości marynarzy miejsce odosobnienia kojarzyło się później z wysokim płotem wykonanym z desek, skutecznie izolującym więźniów od świata zewnętrznego. Jeńcy – strona północnokoreańska używała tego określenia, gdyż formalnie USA i Korea Północna znajdowały się (i znajdują nadal) w stanie wojny – byli traktowani bardzo surowo. Całodobowym przesłuchaniom poddano dowódcę „Pueblo" i oficerów. Od Buchera zażądano podpisania zeznania, w którym przyznawał się do naruszenia wód terytorialnych Korei Północnej. Gdy odmówił, rzucono go na kolana i rozkazano podpisać w ciągu dwóch minut, pod groźbą zastrzelenia, spreparowany dokument. Komandorowi pokazywano innych więźniów – Koreańczyków, poddanych wyjątkowo wymyślnym torturom. Mimo to dowódca „Pueblo" odmawiał podpisania zeznań.

Wówczas zagrożono komandorowi, że jeżeli nadal będzie stawiał opór, to zapłacą za to życiem marynarze z jego załogi. Do sali przesłuchań doprowadzono nawet mechanika okrętowego, a śledczy przyłożył mu lufę pistoletu do potylicy. Dopiero wtedy Bucher zdecydował się podpisać przygotowany przez Koreańczyków dokument.

Także pozostałych Amerykanów wielokrotnie bito pałkami i rzemieniami oraz głodzono. Starano się rozbić jedność załogi i poddawano ją ciągłej, niesłychanie prymitywnej propagandzie komunistycznej. Z przekonaniem tłumaczono im na przykład, że prezydenta Kennedy'ego zastrzelił osobiście prezydent Johnson. Prócz Buchera kilkudziesięciu innych członków jego załogi zmuszono do podpisania samoobciążających zeznań. Okrutne traktowanie w pełni potwierdziły późniejsze wyniki badań lekarskich.

Powrót

Kiedy okazało się, że zbrojne uwolnienie załogi „Pueblo" i odzyskanie okrętu jest niemożliwe, Amerykanom pozostały negocjacje. Rozmowy, budzące olbrzymie zainteresowanie Kongresu i opinii publicznej, prowadzili pracownicy Departamentu Stanu, lecz ze względu na istniejący formalnie stan wojny na czele delegacji amerykańskiej stanął generał major Gilbert H. Wood-ward. Odbywały się one w Panmunjonie, w tym samym baraku stojącym dokładnie na 38. równoleżniku, gdzie podpisano w 1953 roku rozejm w wojnie koreańskiej. Phenian już na początku odrzucił możliwość zwrotu okrętu, zwol- nienie zaś załogi uzależnił od przyznania przez USA, że „Pueblo" znajdował się na wodach terytorialnych KRLD i wykonywał misję szpiegowską. Zażądano też od Amerykanów oficjalnych przeprosin. Ostatecznie Waszyngton przystał na wystosowanie noty z przeprosinami. Woodward podpisał stosowny dokument 22 grudnia 1968 roku.

Po otrzymaniu noty władze KRLD niemal natychmiast zwolniły załogę „Pueblo". 82 ludzi przeszło przez tzw. Most bez Powrotu w strefie  demarkacyjnej dzielącej obie Koree, niosąc trumnę z prochami poległego  Hodgesa. Po wyposażeniu w nową odzież oraz prowiant oficerów i marynarzy przewieziono dwoma samolotami do USA. Wylądowały one w bazie lotniczej pod San Diego 23 grudnia, a zgromadzony na płycie lotniska tłum zgotował powracającym owacyjne przyjęcie.

Reakcja oficjalnych czynników US Navy była zgoła odmienna. Utracony został przecież okręt i musiało zostać rozpoczęte oficjalne dochodzenie w tej sprawie.

Dochodzenie

Komandor stanął przed jednym zarzutem – poddania okrętu bez walki. Problem odpowiedzialności dowódcy podzielił zarówno marynarkę, jak i opinię publiczną. Jeden z emerytowanych admirałów mający budzące szacunek doświadczenie bojowe stwierdził, wprost: „[...] są czasy, kiedy człowiek musi być gotowy umrzeć za swój kraj. Taka chwila dla ludzi z „Puebla" nadeszła. Bucher swój obowiązek wypełnił niestarannie". Inni prezentowali jednak opinię, że w zaistniałej sytuacji dowódca „Puebla" postąpił słusznie, chroniąc przede wszystkim życie załogi. Opinia publiczna przychylna była drugiemu z zaprezentowanych stanowisk. Po dwóch miesiącach komisja zakończyła prace, wnioskując o ukaranie Buchera pisemną naganą i zalecając odstąpienie od wszczynania postępowania sądowego. Sekretarz marynarki, jako ostatni szczebel decyzyjny w tej sprawie, stwierdził, że okres przetrzymywania w Wonsan był sam w sobie dla Buchera i jego załogi wystarczającą karą i nie podjął w stosunku do komandora jakichkolwiek kroków dyscyplinarnych. Sprawa „Puebla" została formalnie zamknięta. Na marginesie zauważyć można, że sprzedaż praw do sztuki i filmu kinowego poświęconego sprawie „Puebla" zapewniła większości jego załogi stabilizację finansową.

Z incydentu „Pueblo" US Navy wyciągnęła jednak wnioski: przyjęto zasadę, że okręty rozpoznawcze wykonujące zadania na akwenach „o dużym stopniu ryzyka" winny działać pod ochroną innych sił, zmieniono organizację okrętów rozpoznawczych, tak by dowódca ponoszący odpowiedzialność za cały okręt dysponował niezbędnymi uprawnieniami w stosunku do całej załogi, zwiększono liczbę oraz podniesiono jakość urządzeń do niszczenia dokumentów i wyposażenia technicznego, zwiększono możliwości okrętów rozpoznawczych w zakresie szybkiego samozatopienia.

Przypuszcza się, że zajęcie „Puebla" było akcją sowieckiego wywiadu wojskowego (GRU) przeprowadzoną rękami Koreańczyków. Ponieważ KRLD i tak nie utrzymywała stosunków z USA, zajęcie „Puebla" nie mogło ich pogorszyć, Związek Sowiecki, obawiający się reperkusji politycznych, de iure nie był stroną kryzysu. Zdaniem jednego z wyższych funkcjonariuszy sowieckich służb specjalnych, który pod koniec lat 60. „wybrał wolność", „łup zdobyty na »Pueblu« wart był całej międzynarodowej wrzawy".

Krzysztof Kubiak, kmdr por. rez. dr hab., profesor Dolnośląskiej Szkoły Wyższej we Wrocławiu

Okręty rozpoznawcze – wykorzystując status prawny morza pełnego – mogły manewrować blisko brzegu tuż poza wodami terytorialnymi. Państwo, przeciwko któremu prowadzono rozpoznanie, nie mogło temu przeciwdziałać w sposób zgodny z prawem międzynarodowym. W odróżnieniu od samolotów okręty rozpoznawcze prowadzą długotrwałe i ciągłe rozpoznanie, a koszt ich utrzymania jest znacząco niższy niż satelitów szpiegowskich.

Na początku lat 60. okrętami rozpoznawczymi zainteresowała się amerykańska National Security Agency (NSA, Agencja Bezpieczeństwa Narodowego). Początkowo zadania rozpoznania z morza wykonywały okręty wydzielone ze składu floty, ale szybko  się okazało, że jest to rozwiązanie kosztowne i obarczone dużym ryzykiem sprowokowania incydentów, a ponadto obecność okrętów US Navy w pobliżu obcych wód budziła zainteresowanie mediów.

Podjęto więc decyzję o adaptacji na okręty rozpoznawcze znacznie mniej rzucających się w oczy transportowców z okresu II wojny światowej. Miały one pod względem organizacyjnym i operacyjnym wchodzić w skład US Navy, jednakże zadania w zakresie rozpoznania stawiała im NSA, która włączała również swoich specjalistów w skład załóg. Pierwszy okręt rozpoznawczy „Pvt. Jose F. Valdez" (T-AG 169) wszedł do służby w listopadzie 1961 roku i przez następnych dziesięć lat prowadził rozpoznanie radioelektroniczne na wodach afrykańskich. W następnych latach banderę podniosły jednostki „James E. Robinson" (T-AG 170) i „Sgt. Joseph E. Muller" (T-AG 171).

Równolegle do służby weszły jednostki działające na rzecz wywiadu marynarki. „Oxford" (AG 159) prowadził w czasie kryzysu kubańskiego w 1962 roku nasłuch łączności radiowej wojsk sowieckich na Kubie, „Georgetown" (AGTR 2) operował na wodach Ameryki Południowej, „Jamestown" (AGTR 3) penetrował wody wokół Afryki, „Belmont" (AGTR 4) odegrał istotną rolę w czasie amerykańskiej interwencji w Republice Dominikany, „Liberty" (AGTR 5) pływał na Morzu Śródziemnym. Rezultaty działań jednostek serii AGTR były na tyle zachęcające, że NSA i US Navy adaptowały mniejsze jednostki zdolne operować bliżej brzegu. Do służby wcielono trzy małe transportowce „Banner" (AGER 1), „Pueblo" (AGER 2) i „Palm Beach" (AGER 3).

Pozostało 90% artykułu
Historia
Klub Polaczków. Schalke 04 ma 120 lat
Historia
Kiedy Bułgaria wyjaśni, co się stało na pokładzie samolotu w 1978 r.
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił