Ina Benita. Tajemnice uśmiechniętej blondynki

Do niedawna uważano, że Ina Benita, jedna z najpopularniejszych i najpiękniejszych aktorek II RP, zginęła w czasie powstania warszawskiego. Czyżby jednak okazała się twardsza i przebieglejsza od granych przez siebie postaci?

Publikacja: 09.07.2020 15:20

Ina Benita. Tajemnice uśmiechniętej blondynki

Foto: NAC

Przed wojną konsekwentnie budowała swój wizerunek blond piękności, łamaczki męskich serc, kobiety wyzwolonej, a przy tym inteligentnej i wykształconej. Pod maską uśmiechniętej femme fatale skrywała swą największą słabość: dla miłości gotowa była do największych poświęceń, łącznie z rezygnacją ze statusu gwiazdy. Była kochliwa, niestała w uczuciach? A może dobierała swych ukochanych w zależności od potrzeby chwili? Nie uprzedzając faktów, jedno warto podkreślić: od początku umiała mylić tropy, odkrywać tyle prawdy o sobie, ile uznała za stosowne. Przedwojenna publiczność znała ją jako platynową blondynkę z ułożonymi na ówczesną modłę lokami, w rzeczywistości jednak miała ciemne, lekko falujące włosy. Sceniczny i filmowy image był udanym wytworem mody, na wzór hollywoodzkich gwiazd. W drugiej połowie lat 30. ubiegłego wieku jej kariera nabrała tempa, a doświadczeni reżyserzy – tacy jak Michał Waszyński i Mieczysław Krawicz – koniecznie chcieli mieć Inę w obsadzie swoich kolejnych filmów. W sumie – od debiutu w „Puszczy" z 1932 r. do „Czarnych diamentów" (1939 r., premiera: 1946 r.)

Pozostało jeszcze 94% artykułu

99 zł za rok czytania RP.PL

O tym jak szybko zmienia się świat. Ameryka z nowym prezydentem. Chiny z własnymi rozwiązaniami AI. Co się dzieje w kraju przed wyborami. Teraz szczególnie warto wiedzieć więcej. Wyjaśniamy, inspirujemy, analizujemy

Historia
Na ratunek zamkowi w Podhorcach i innym zabytkom
Historia
„Apokalipsa była! A w literaturze spokój”
Historia
80. rocznica wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau. Świat słucha świadectwa ocalonych
Historia
Pamięć o zbrodniach w Auschwitz-Birkenau. Prokuratura zamknęła dwa istotne wątki
Historia
Był ślub w Auschwitz. Tylko jeden