Agonia zacumowanego statku

Statek, który był kolebką współczesnej ekologii, rdzewieje w prowincjonalnym porcie. Francuzi chcą go uratować.

Publikacja: 19.10.2013 00:19

„Calypso”, mityczny statek ekologów, czeka na ratunek.

„Calypso”, mityczny statek ekologów, czeka na ratunek.

Foto: AFP

W drugiej połowie XX wieku najbardziej znanym statkiem na świecie wcale nie był ekskluzywny liniowiec pasażerski, żaglowiec ani gigantyczny tankowiec (w dziejach ludzkości nie zbudowano większej jednostki niż „Knock Nevis" o długości 459 m). Był nim statek oceanograficzny „Calypso", którym dowodził również jeden z najsłynniejszych ludzi w minionym stuleciu – Jacques-Yves Cousteau – człowiek legenda, JYC. Tymczasem jego „Calypso" jest o krok od zagłady.

W pierwszym tygodniu października we Francji ponad 6 tysięcy znanych powszechnie osób podpisało (na platformie Change.org) petycję skierowaną do pani minister kultury Aurelie Filippetti w sprawie ratowania „Calypso". Sygnatariusze listu domagają się uznania jej za „dziedzictwo narodowe" i podjęcie odpowiednich działań, ponieważ „niezwykła jednostka rdzewieje i czeka na śmierć w basenie stoczni Piriou w bretońskim porcie Concarneau".

25 czerwca 1997 roku w Paryżu, w wieku 87 lat zmarł Jacques-Yves Cousteau. Był współkonstruktorem akwalungu, aparatu do swobodnego nurkowania z płetwami, pionierem i rycerzem ekologii, gwiazdą mediów, ale także obrotnym człowiekiem potrafiącym dbać o swoje interesy. Bez niego ekologia nie odniosłaby spektakularnego sukcesu w drugiej połowie XX wieku, który trwa do dziś.

Na początku lat 50. zainteresował się na serio sprawami morza. Francuscy naukowcy nie dysponowali wówczas dużymi statkami wyposażonymi w wysokiej klasy specjalistyczny sprzęt, badania prowadzili z pokładów małych, najwyżej 15-metrowych przysposobionych kutrów rybackich; nie nadawały się one do rejsów oceanicznych.

Natomiast w tym samym czasie pod banderami: Stanów Zjednoczonych, brytyjską, obu ówczesnych państw niemieckich (NRF, NRD) i Związku Radzieckiego pływały duże 50-metrowe jednostki badawcze zdolne do oceanicznej żeglugi. Cierpiał na tym prestiż Francji.

W takich okolicznościach francuski CNRS, Centre National de la Recherche Scientifique (odpowiednik Polskiej Akademii Nauk) podpisał porozumienie z Cousteau, samozwańczym oceanologiem, biorąc pod swoje naukowe skrzydła i firmując swoim logo jego statek „Calypso". Był to amerykański trałowiec z demobilu, bezużyteczny po zakończeniu II wojny, ale zdolny do pełnomorskiej żeglugi. Cousteau wyremontował go.

Przez cztery dekady pływania pod komendantem Cousteau przez pokład „Calypso" przewinęła się rzesza naukowców z krajów, do których zawijała.

Sytuacja była paradoksalna: luminarze nauki nie uważali Cousteau za naukowca, dystansowali się od niego „profesjonalnie", podkreślali, że nie jest badaczem, a jedynie obserwatorem przyrody. A jednak garnęli się do niego z niezwykłą gorliwością.

Po latach powody tego paradoksu są już przejrzyste. Jacques-Yves Cousteau, choć nie miał stopni akademickich ani nie posługiwał się metodologią naukową, z nauką miał bardzo wiele wspólnego, i to w sposób dla nauki wstydliwy. Cousteau-nienaukowiec był przecież członkiem renomowanych towarzystw i organizacji naukowych. Nie uznając w nim badacza, badacze jednak go potrzebowali. Na jego nazwisko – po prostu – zdobywali pieniądze. Ten mechanizm funkcjonował na tyle dobrze, że w 1957 roku JYC został mianowany dyrektorem placówki w pełni naukowej – Muzeum Oceanograficznego w Monaco.

Ze względu na charakter i sposób bycia nazywano Cousteau „paszą". Drogi „paszy" i nauki rozeszły się definitywnie 10 lat później. Francuska nauka przestała go potrzebować, ponieważ dorobiła się własnego statku badawczego „Jean Charcot", a następnie kolejnych.

JYC powetował sobie to rozstanie, „szalejąc" w mediach, nagrywał programy telewizyjne, kręcił filmy. Zdał sobie sprawę, że nie ma dla niego miejsca w nauce akademickiej, ale wiedział też, że świat laicki jest w niego wpatrzony jak w obraz, darzy go niekłamanym uznaniem, postrzega go jako autorytet.

Od tego momentu rozpoczął intensywne działania pro publico bono. Wszędzie pokazywał się w wełnianej, czerwonej czapce i gromko nawoływał do ochrony morskich ekosystemów. Czerwona, wełniana czapka była przemyślanym, dobrym chwytem reklamowym, świadomym budowaniem image'u, nawiązywaniem do tradycji piratów, galerników i nurków skafandrowych, a wiec niekonwencjonalnych ludzi morza.

Nadeszły lata chwały. Cousteau admirowany był jako pionier morskiej ekologii, przybliżył szerokiej publiczności podwodny „świat ciszy".

Wprawdzie rozlegały się także głosy takie jak Luciena Laubiera, dyrektora Centrum Oceanograficznego w Marsylii: „Nieskalane środowisko morskie, o ochronę którego dopomina się Cousteau – to jedna rzecz, zaś prawdziwe morze, które ma również aspekt ekonomiczny, zwłaszcza problemy rybołówstwa, to zupełnie inna rzecz".

Tej innej, gospodarczej strony morza Cousteau nie chciał widzieć, a odbiorcy jego filmów, reportaży i programów telewizyjnych nie chcieli, żeby stał się morskim ekonomistą.

Dlatego jego popularność rosła, chyba nie było nikogo, kto nie wiedziałby, jak nazywa się statek, jakim pływa komendant Cousteau.

Katastrofa wydarzyła się nieoczekiwanie w okolicznościach trudnych do przewidzenia. Agonia statku rozpoczęła się 8 stycznia 1996 roku o godzinie 15, nie na oceanie, podczas cyklonu, lecz w porcie w Singapurze. Yves Paccalet, biograf komendanta Cousteau, tak to relacjonuje: „»Calypso« stoi przy kei. Marc Lecovorzin, główny mechanik czuje nagle, że statek przechyla się. Wybiega na pokład. Sprawa jest poważna. Operator portowego dźwigu popełnił błąd. Chcąc przenieść wielką, uszkodzona barkę, popchnął ją prosto na »Calypso«. Burta pęka, woda zalewa maszynownię. Na próżno Marc uruchamia wszystkie pompy, trzeba pogodzić się z rzeczą nie do pomyślenia: »Calypso«, która wyszła cało z tylu opresji na pełnym morzu, tonie zacumowana w portowym basenie!".

25 stycznia podniesiono statek z dna pływającym dźwigiem. Do Europy wrócił na pokładzie pływającego doku.

Początkowo planowano przekształcenie „Calypso" w statek-muzeum zacumowany w basenie La Villette w paryskim miasteczku nauki. Nic z tego nie wyszło. Zacumowano go w porcie La Rochelle.

Francuska Federacja na rzecz Badań i Sportów Podwodnych planowała zebranie funduszy na przekształcenie „Calypso" w „morskiego ambasadora" pływającego z misją edukowania dzieci i młodzieży. Nic z tego nie wyszło. W 2007 roku statek trafił do tańszego portu Concarneau, rdzewieje tam do dziś.

Jacques-Yves Cousteau przeżył swój statek o półtora roku, zmarł 25 czerwca 1997. Bez niego nie miał kto dopilnować remontu jednostki, którą oceanograf Bruno Bomblend nazwał „jednostką wręcz mityczną, która zapisała 40 pierwszych lat historii swobodnego nurkowania".

Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Archeologia rozboju i kontrabandy