– Państwo polskie nie bierze odpowiedzialności za ofiary zbrodni popełnianych przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Okazuje się, że bezkarnie mogli kogoś zamordować, a rodzina nie ma szans na zadośćuczynienie – tak dr Marcin Zwolski, historyk z IPN, autor monografii „Śladami zbrodni", podsumowuje wyrok, jaki wydał w styczniu białostocki sąd.
Bili po całym ciele
Sąd okręgowy oddalił wniosek o odszkodowanie i zadośćuczynienie za pozbawienie Józefa Niechody życia przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Wnioskowała o nie rodzina bestialsko zamordowanego. Swoje roszczenia oparła na ustawie z 1991 r. o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu państwa polskiego.
Sąd nie miał wątpliwości, że Niechodę zamordowali ubecy. Uznał jednak, że nie ma dowodów, aby prowadził on świadomą działalność na rzecz odzyskania przez Polskę niepodległości. I pomimo że ubecy podejrzewali go o nielegalne posiadanie broni i współpracę z organizacją Wolność i Niezawisłość, której miał dostarczać żywność.
Niechoda przed wojną ukończył szkołę podoficerską. Po wojnie zamieszkał w miejscowości Boćki na Podlasiu, wybudował tam młyn.
W grudniu 1949 r. zatrzymali go funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa w Bielsku Podlaskim. Ktoś na niego doniósł, że posiada broń.
„Funkcjonariusze rozpoczęli wobec niego śledztwo, usiłując wymóc przyznanie się do udziału w organizacji podziemnej i posiadania broni. Pod wpływem bicia Niechoda przyznał się do zarzucanych czynów. Postawiony przed szefem Urzędu Bronisławem Bortnowskim odwołał zeznania i powiedział, że przyznał się pod wpływem tortur" – pisali Tomasz Danilecki i Marcin Zwolski w książce „Urząd Bezpieczeństwa w Bielsku Podlaskim (1944–1956)".
Odwołanie zeznań kosztowało Niechodę życie. Do brutalnie go przesłuchujących referentów – Bogusława Pytlarza i Jana Żyty – oraz kierownika Referatu III Wiktora Trochimczyka dołączył kolejny oprawca – Bortnowski.