– Żyjemy obecnie w rzeczywistości już nie luki, lecz dziury prawnej – mówi Stanisław Wnorowski, 67-letni mieszkaniec Przemyśla. W 1993 r. starał się o zadośćuczynienie z powodu bezpodstawnego uwięzienia w czasach stalinowskich. Sąd mu odmówił, choć w praktyce w 1947 r. pan Stanisław został skazany na śmierć.
Wyrok wydano formalnie nie wobec niego, lecz będącej w dziewiątym miesiącu ciąży matki Alicji Wnorowskiej. Skazano ją za działalność w Zrzeszeniu Wolność i Niezawisłość. Do końca nie była pewna, czy wyrok nie zostanie wykonany przed rozwiązaniem, co oznaczałoby również zabicie dziecka. Urodziła samotnie w celi śmierci zamku w Rzeszowie, a ujść z życiem udało jej się dzięki amnestiom.
Nie oznaczało to, że przeżyje dziecko. W grudniu 1947 r. wraz z matką przewieziono je do ciężkiego więzienia w bydgoskim Fordonie. Tam usłyszała od strażnika, że może ono „spłynąć kanałami jak inne noworodki". – Mojej ciotce wydano mnie z więzienia w stanie nieprzytomnym. Później trzy lata walczyła o moje przeżycie – opowiada Stanisław Wnorowski.
Pod koniec 2014 r. w petycji do Senatu wniósł o doprecyzowanie ustawy, która umożliwia byłym więźniom skazanym za działalność niepodległościową występowanie do Skarbu Państwa o zadośćuczynienie. Chce, by uwzględniała też przypadki dzieci z ubeckich katowni.
O opracowaniu zmian w prawie zdecydowała właśnie senacka Komisja Praw Człowieka, Sprawiedliwości i Petycji. – Mam nadzieję, że uda się przekonać do nich cały Senat, a potem posłów. Nowelizacja jest dosyć prosta, a obciążenia budżetowe niewielkie – mówi senator PiS Robert Mamątow, sprawozdawca projektu.
Zdaniem senatora średnia wysokość zadośćuczynienia wyniesie ok. 25 tys. zł, a krąg ewentualnych beneficjentów nie przekroczy kilkudziesięciu osób. Skąd to wiadomo? W 2007 r. prezydent Lech Kaczyński odznaczył około 40 kobiet, które macierzyństwo przeżyły w więziennych realiach stalinizmu. Kancelaria Prezydenta usilnie starała się wówczas dotrzeć do wszystkich takich matek.
Urzędnikom pomagała w pracy prof. Barbara Otwinowska, badaczka środowiska więźniarek politycznych, która sama odsiadywała wyrok na warszawskim Mokotowie i w Fordonie. – Decyzja senatorów to bardzo dobra wiadomość – komentuje. Uważa jednak, że projekt może wymagać doprecyzowania.