Koniec tamtego [1946] roku obfitował w więcej spektakularnych wydarzeń. Po miesiącach wypisywania się z życia Tadeusz wraca do niego pełną parą – i od razu wdaje się w awanturę. Tak już właściwie będzie do końca. To mu zostało z czasów tajnych kompletów, doświadczenia obozowe chyba tylko wzmocniły tę jego zaczepność, odwagę mówienia na głos, prowokowania. Co, może nie?! Nie prowokował dla efektu. Niezrozumiała dla otoczenia pasja poszukiwania prawdy w oszukańczym świecie i fanatycznego stawania w jej obronie czyniła go w oczach środowiska furiatem.
Powrót do życia nieprzypadkowo zapewne łączy się z powrotem Tuśki. Pod koniec listopada Tadeusz jedzie do Wrocławia na wieczór autorski ze swoją „Bitwą pod Grunwaldem”, którą ostatecznie skończył pisać, zamiast skakać z mostu (cztery dni pijaństwa z profesorem Mikulskim), podróżuje też do Gdańska, Gdyni, Olsztyna, Łodzi. Walka o nową normalność nie jest łatwa, Marii ciągle wydaje się, że śledzi ją NKWD. Tymczasem przed styczniowymi wyborami władze niepokoi przeciągająca się nieobecność młodych twórców w oficjalnym życiu kulturalnym nowej ludowej ojczyzny. Literatura ma moc, której władza nie może lekceważyć. U progu 1947 roku rządzący wiedzą, że wojna się nie skończyła, przeniosła się tylko do lasu. Podziemie się organizuje, Emigracja nie traci posłuchu. Nierozwiązany wciąż „problem AK”, brak konkretnych deklaracji ze strony tego środowiska, brak zwarcia szyków i zaistnienia w kulturze jednego konsekwentnego stanowiska młodych twórców ponaglają władze do działania. Związek Walki Młodych, młodzieżowa przybudówka PPR, wydająca „Pokolenie”, w listopadzie 1946 roku organizuje w Sejmie zjazd młodych środowisk twórczych i naukowych. Pokoleniowcy stają tam jak w oku cyklonu. „Nie krew nas dzieli, towarzysze walki z AK, i nie dzielą nas groby na wspólnej drodze, prowadzącej do wyzwolenia. Dzieli nas zrozumienie tego, co dojrzewało wczoraj, co się dokonywuje dzisiaj i co będzie jutro. Nie o przystosowanie się do naszej rzeczywistości chodzi i nam, i Wam, a o przezwyciężenie tej rzeczywistości, która wczoraj jeszcze w Was tkwiła, a która była rzeczywistością dnia odchodzącego” – na łamach „Pokolenia” tłumaczy „towarzyszom walki z AK” Włodzimierz Sokorski, który w 1943 roku organizował w ZSRR komunistyczny Związek Patriotów Polskich, narzędzie polityki Stalina w kwestii polskiej. Przezwyciężenie dnia wczorajszego okazuje się trudniejsze, niż zakładano, władza postanawia więc zapoznać ze sobą środowiska młodych, dobrze rokujących, lecz wciąż niezjednoczonych we wspólny front twórców. Alicja Lisiecka pisze: „Był to pierwszy kontakt silnego ośrodka marksistowskiego w Łodzi z literacką Warszawą, która w dużym stopniu stanowiła wówczas »mekkę« akowskiej młodzieży inteligenckiej”.
Czytaj więcej
Zastanawiam się, jakie obrazy miał przed oczami w te ostatnie chwile, kiedy łykał środki na sen i odkręcał kurek od gazu. Trudno odgadnąć, bo Tadeusz Borowski jak nikt z jego pokolenia doświadczył całej totalitarnej historii pierwszej połowy XX w. Wszystkich ścieżek prostych, wszystkich zakrętów, momentów wzniosłych i wszystkich fiksacji.
Młodzi gniewni kontra łódzcy pretorianie
Trochę z boku trzymali się krakowscy „inaczejowcy”, członkowie grupy literackiej „Inaczej”: Wisława Szymborska, Władysław Machejka, Adam Włodek, Tadeusz Sokół. Tam właśnie Tadeusz Drewnowski, późniejszy biograf i edytor dzieł Borowskiego, wieloletni kierownik działu kultury tygodnika „Polityka”, po raz pierwszy spotkał starszego od siebie o cztery lata pisarza.
„Stali wtedy pod ścianami, na galerii, w różnych kątach dużej sali, zgrupowani według odcieni światopoglądowych, młodzi, gniewni, z zaciśniętymi pięściami, gotowi w razie potrzeby wyzwać cały świat albo stworzyć cały świat na nowo – pisała badaczka. – Ustawili się, ilustrując nieświadomie ówczesny układ sił politycznych w środowiskach młodej inteligencji: po lewej stronie łódzcy pretorianie. Jak zawsze skupiony i ascetyczny Braun, z twarzą cierpiących za wiarę pierwszych chrześcijan; grzeczny, cichy i pełen jakby wewnętrznej słodyczy blondynek Drewnowski; dziewiętnastoletni ledwie Woroszylski, z trądzikiem młodzieńczym na twarzy i wypychającym kieszeń naganem; nieco dalej aktywny ZWM‑owiec, poeta Jerzy Miller. Obok – poetessy i intelektualistki z »Kuźnicy«: Pogonowska, Buczkówna, Kulągowska – cały fraucymer. Na prawo »pokoleniowcy« – grupa akowska: niespokojny, pełen energii organizacyjnej Bratny, popularna wówczas postać »ruchu«, autor słynnej rozprawki o dramatyzacji poezji, twórca ekspresjonistycznych wierszy szokujących wytworne, klasycyzujące gusty, męski ideał przystojnych eks‑akówek; towarzyszył mu tęgawy już, dobroduszny Piórkowski, »pozytywista« z temperamentu Zalewski – wkrótce autor słynnych produkcyjniaków. Z nimi trzymał się jeszcze wówczas Tadeusz Borowski, pełen wewnętrznego napięcia, szarpiących niepokojów, rozpaczliwych buntów, mieszanina entuzjazmu i fanatyzmu, wspaniała indywidualność”.