Gdy macierzyństwo staje się obowiązkiem... Kobiety w III Rzeszy

„Dziś łatwo nam potępić kobiety, które pragnęły urodzić potomka dla Hitlera, zapominamy bowiem, jak silna była wówczas indoktrynacja” – mówi Sabina Waszut, pisarka, felietonistka, autorka serii „Matki Rzeszy”.

Publikacja: 27.09.2024 04:21

Sabina Waszut, autorka serii „Matki Rzeszy”

Sabina Waszut, autorka serii „Matki Rzeszy”

Foto: Agnieszka Mandal

Pani książki z serii „Matki Rzeszy” przybliżają specyfikę instytucji Lebensborn, którą w grudniu 1935 r. władze III Rzeszy powołały do istnienia w celu przyspieszenia wzrostu demograficznego „narodu panów”. Rezultat ten miał zostać osiągnięty poprzez opiekę nad każdą „wartościowo rasową” kobietą w ciąży i jej dzieckiem, a także – niestety – poprzez porywanie wybranych dzieci z okupowanych krajów. I chociaż znajdujące się pod skrzydłami Lebensborn kobiety stanowiły ewidentnie jedynie narzędzie w rękach nazistowskich przywódców, to dla wielu z nich znalezienie się w placówce stanowiło spełnienie marzeń. Dlaczego ta idea była dla kobiet tak kusząca?

Wokół instytucji Lebensborn, która oficjalnie funkcjonowała jako stowarzyszenie opiekuńczo-charytatywne, narosło wiele mitów. Powtarzane są historie o kobietach zmuszanych do odbywania stosunków płciowych z esesmanami, o odbieranych siłą dzieciach. Prawdziwy obraz Lebensborn był inny, choć moim zdaniem jeszcze bardziej przerażający, bo zbrodnie dokonywane były tu w „białych rękawiczkach”, poprzez zniewalanie umysłów samych kobiet. W domach matek zarządzanych przez Lebensborn panowały zazwyczaj bardzo dobre warunki. Kobiety, które otrzymały zgodę na pobyt w takich domach, mogły liczyć na opiekę medyczną, na wygodne pokoje i co najważniejsze w czasach wojennego kryzysu – na zdrowe, sycące i pożywne posiłki. W takich ośrodkach bardzo często przebywały i rodziły dzieci żony wysoko postawionych członków SS. Poza tym aborcja była zakazana, a od roku 1943 za jej przeprowadzenie groziła kara śmierci. Lebensborn był zatem doskonałym wyjściem również dla kobiet, które zaszły w nieplanowaną ciążę. Jednak nie każda kobieta mogła otrzymać miejsce w domu matki. Kandydatka musiała przejść szereg testów wykluczających choroby dziedziczne i genetyczne, nie mogła też posiadać żydowskich przodków. Kobiety Lebensborn były w pewnym sensie wyróżnione, uważano je za idealne Niemki, które mogą urodzić dziecko dla Rzeszy. Dziś łatwo nam potępić kobiety, które pragnęły sprowadzić na świat potomka dla Hitlera, bo zapominamy, jak silna była wówczas propaganda i indoktrynacja. Już kilkulatki uczyły się np. rozpoznawać na ulicy Żyda, który w szkolnych podręcznikach, a nawet bajkach był ukazywany jako roznosiciel chorób, złodziej, porywacz dzieci itp. Musimy też pamiętać, że wówczas nie można było przełączyć programu radiowego czy kupić innej gazety, aby zweryfikować słowa politycznych przywódców. „Prawda” była jedna, a za myślenie w inny sposób groziła niezwykle surowa kara.

W pierwszej połowie XX w. niemal w całej Europie – a już zwłaszcza w protestanckich krajach takich jak Niemcy – obowiązywały sztywne zasady moralne dotyczące sfery seksualności kobiet, zgodnie z którymi np. zajście w ciążę pozamałżeńską było absolutnie piętnowane. Tymczasem nazistom udało się zmienić ten punkt widzenia o 180 stopni w zaledwie kilka lat. Jak tego dokonali?

Moim zdaniem była to zmiana czysto teoretyczna. To prawda, że naziści pragnęli dzieci, bo aby prowadzić wojny, trzeba zminimalizować straty, a każdy nowy obywatel miał się w przyszłości stać żołnierzem walczącym dla III Rzeszy. Władze zachęcały więc mocno do rodzenia dzieci, nawet tych panieńskich. 24 grudnia 1939 r. Rudolf Hess opublikował „List do niezamężnej matki”, w którym możemy znaleźć m.in. taki fragment: „(…) dlatego jeśli nieskazitelnie rasowo młodzi mężczyźni wyruszający w teren pozostawią po sobie dzieci, które przekażą ich krew przyszłym pokoleniom, dzieci zrodzone przez równie zdrowe dziewczęta w odpowiednim wieku, nawet jeśli małżeństwo z jakichś powodów nie jest natychmiast możliwe, to zachowanie tego cennego dobra narodowego będzie zapewnione”. W tym samym roku Heinrich Himmler wydał specjalny rozkaz wyruszającym na front żołnierzom, zalecając im przed wyjazdem na wojnę spłodzenie dziecka – choćby i poza małżeństwem. Jednak w praktyce nawet takie rozkazy nie wpłynęły znacząco na postrzeganie niezamężnych ciężarnych kobiet. Szczególnie w mniejszych miastach i konserwatywnych wsiach takie kobiety były zwalniane z pracy i wyrzucane z rodzinnych domów. I tu wracamy do tematu domów matek, gdzie ciężarne mogły urodzić dzieci w spokoju, a potem zgodnie z potrzebą i możliwościami zabrać je ze sobą, zostawić tam na pewien czas lub oddać do adopcji. Jednak Lebensborn odradzał to ostatnie rozwiązanie, twierdząc, że dziecko najlepiej może wychować biologiczna matka.

Dzieci urodzone w jednym z ośrodków Lebensborn, 1943 r.

Dzieci urodzone w jednym z ośrodków Lebensborn, 1943 r.

BUNDESARCHIV BILD

Czas spędzony przez kobiety w Lebensborn był okresem bardzo silnej ich indoktrynacji. Kobiety wiedziały, że w przypadku zaistnienia jakichkolwiek komplikacji zdrowotnych u noworodka może on zostać uśmiercony. Zdawały sobie również sprawę, że ich dzieci – a w zasadzie synowie – zostaną w przyszłości po prostu przeznaczone na żołnierzy, którzy w każdej chwili mogą zginąć. Pomimo tak brutalnie wyglądającej rzeczywistości kobiety nie buntowały się i akceptowały ten stan rzeczy. W jaki sposób nazistom udało się tak skutecznie stłumić naturalne instynkty macierzyńskie?

Kobiety, które mogły zamieszkać w domu matek i urodzić tam dziecko, przechodziły restrykcyjny proces kwalifikacyjny, a podczas pobytu były poddawane indoktrynacji. Obowiązkowe było uczestnictwo w różnego rodzaju odczytach i szkoleniach. Władze Lebensborn chciały być pewne, że te kobiety doskonale wychowają przyszłe pokolenie żołnierzy ideologicznie wiernych Rzeszy. Sprawa przyjmowała dramatyczny obrót, gdy dziecko rodziło się chore. Wówczas podlegało ono bezwarunkowo ocenie „specjalistów” współpracujących z akcją T4 i jeśli wydali oni opinię, że nie ma szans na wyleczenie i prawidłowy rozwój malucha, niemowlę było zabijane zastrzykiem ze śmiertelną dawką barbituranów bądź morfiny. Kobiety były na taką okrutną możliwość przygotowywane; już w szkołach uczyły się rachunków, wyliczając, ile pieniędzy musi przeznaczyć naród na utrzymanie jednego niepełnosprawnego obywatela. Tak silna i długa indoktrynacja tłumiła ich instynkty macierzyńskie, chociaż oczywiście do pewnego stopnia. Kobiety miały również świadomość, że są obserwowane, a ich zachowanie, reakcje, wyrażane opinie i poglądy podlegają nieustannej ocenie. Odrębną sprawą jest udział Lebensborn w wywożeniu z okupowanych krajów (również z Polski) dzieci, które pasowały do wzorca rasy, czyli miały jasne włosy, niebieskie oczy, odpowiednie wymiary czaszki itd. Do Lebensborn trafiały niemowlęta i kilkulatki odbierane np. aresztowanym rodzicom. Rodziny, które potem adoptowały te dzieci, często nie wiedziały nic o ich prawdziwym pochodzeniu. Historia porwanych dzieci to jednak już temat na kolejną rozmowę, bo ich losy były bolesne i traumatyczne również po wojnie, gdy odbierane niemieckim rodzinom, z którymi zdążyły zbudować relację, trafiały do polskich domów dziecka.

Chociaż Lebensborn jest całkowicie słusznie uznawany za organizację zbrodniczą, to nie da się zaprzeczyć faktowi, że niektórym kobietom i ich dzieciom, znajdującym się w ciężkim położeniu społecznym i materialnym, przyniósł realną pomoc. Stworzony z myślą o przyspieszeniu wzrostu demograficznego konkretnego narodu spełnił swoją bardzo kontrowersyjną rolę. Dzisiaj też stoimy w obliczu wyzwań wynikających z problemów natury demograficznej. Jakie według pani działania mogłyby podjąć państwo i społeczeństwo, aby wspomóc kobiety ciężarne oraz te, które dopiero planują zostać matkami?

Mimo kilku lat pracy nad serią „Matki Rzeszy” nie potrafię rozstrzygnąć wielu moralnych dylematów związanych z Lebensborn. Trudno jest mi ocenić wybory kobiet, które od najmłodszych lat były poddawane tak silnej indoktrynacji. Czuły przymus urodzenia dziecka, bo wciąż słyszały, że to ich jedyny życiowy cel. Wiedziały też, że aborcja jest karalna. Z całą pewnością dla niektórych kobiet Lebensborn był wybawieniem. Mogły urodzić dziecko w dobrych warunkach i nie były narażone na szykany np. ze strony rodziny albo konserwatywnego środowiska. Oczywiście dziś wiemy, jaki był prawdziwy cel Lebensborn, znamy też straszną prawdę o porywanych dzieciach. Na procesach w Norymberdze kierownictwo organizacji zostało uniewinnione, ale pod naciskiem światowej opinii publicznej w 1950 r. niemiecki Trybunał Denazyfikacyjny w Monachium uznał jednak działalność Lebensborn za zbrodniczą. Dla mnie najbardziej szokujące i odrażające jest to, że działał on przez cały czas pod przykrywką dobroczynności. Pierwszy tom książki zadedykowałam moim przyjaciółkom, życząc im, aby macierzyństwo już nigdy nie stało się obowiązkiem. Żaden rząd nie może nakazać kobiecie, aby została matką. Nie może jej do tego zmusić. Historia już nam pokazała, do czego to prowadzi. Oczywiście gwarancja zatrudnienia po urlopie macierzyńskim, dostępność żłobków i przedszkoli, a nawet zapewnienie znieczulenia okołoporodowego i poczucia bezpieczeństwa podczas ciąży mogą bardzo pomóc, ale przede wszystkim to kobieta musi pragnąć zostać matką. Tylko i wyłącznie ona może o tym decydować.

Pani książki z serii „Matki Rzeszy” przybliżają specyfikę instytucji Lebensborn, którą w grudniu 1935 r. władze III Rzeszy powołały do istnienia w celu przyspieszenia wzrostu demograficznego „narodu panów”. Rezultat ten miał zostać osiągnięty poprzez opiekę nad każdą „wartościowo rasową” kobietą w ciąży i jej dzieckiem, a także – niestety – poprzez porywanie wybranych dzieci z okupowanych krajów. I chociaż znajdujące się pod skrzydłami Lebensborn kobiety stanowiły ewidentnie jedynie narzędzie w rękach nazistowskich przywódców, to dla wielu z nich znalezienie się w placówce stanowiło spełnienie marzeń. Dlaczego ta idea była dla kobiet tak kusząca?

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
NIK złożyła zawiadomienie do prokuratury ws. Centralnego Przystanku Historia IPN
Historia
Geneza bitwy pod Wiedniem
Historia
Trwają obchody 44. rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych
Historia
Gdzie w Warszawie można jeszcze zobaczyć ślady walk z czasów powstania?
Historia
Pamiętajmy o ofiarach totalitaryzmów. Dziś Europejski Dzień Ofiar Reżimów Totalitarnych