Jedyne, co naprawdę imponuje w Alamucie, to krajobraz. Świat widziany z wysokości 2400 metrów jest oszałamiający. Wokół piętrzące się do nieba piramidy nagich szczytów. Lśnią wszystkimi kolorami brązu i szarości. Zimą utopione w śnieżnej bieli. Latem żółte i pomarańczowe. Jesienią szare i brunatne; wszystko zależy od pory roku, dnia i kąta padania światła. Kiedy spojrzy się w dół, przez prześwity zalegających poniżej chmur widać górskie ostępy, piargi i rumowiska, a przy odrobinie szczęścia zza mgieł wyłaniają się widoki górskich sadów, które muszą przywołać skojarzenie z ogrodami Alamutu, gdzie wedle legendy przenoszono oszołomionych haszyszem fedainów, by dać im namiastkę raju. W luksusowo urządzonych pawilonach miały się nimi zajmować udające hurysy piękne dziewczęta. Jedli egzotyczne owoce, pili wino, zażywali rozkoszy, myśląc, że Hasan ibn Sabbah czarami przeniósł ich w dziedziny niebiańskie. Gdy budzili się w swoich chłodnych celach, tęsknota za rajem była tak mocna, że godzili się na każde poświęcenie, by wrócić do krainy szczęśliwości. Tak ćwiczono w nich karność i fanatyczne oddanie przywódcy. Marzenie o raju było mocniejsze od instynktu życia. Brali sztylet, szykowali truciznę i atakowali znienacka. Rzadko komu było dane przeżyć. Ginęli na miejscu swojej zbrodni, ale dzięki ich ofierze państwo Hasana było bezpieczne. Umierali głównie jego wrogowie, inni zaś byli na tyle sparaliżowani strachem, że bali się podejmować akty agresji.
Kronikarze konsekwentnie piszą o ogrodach, ale obserwując góry wokół Alamutu, naprawdę ciężko dostrzec miejsce, które mogło udawać owe rajskie ogrody. Teren jest surowy, a sady to kawałki terenu wielkości chusteczki do nosa wyrwane górskiej dziczy. Sam zamek jest maleńki; trudno z perspektywy współczesnych ruin bronić legend o jego rzekomym ogromie. Garnizon musiał być niewielki; nie mogło w nim mieszkać w tym samym czasie więcej niż kilkudziesięciu ludzi – może, acz tylko przez krótki czas, dwakroć tyle. Jak więc mogły stąd wychodzić zastępy asasynów? Znów daje znać o sobie legenda! Zupełnie inaczej jest z większymi twierdzami, które przejmowali asasyni.
Czytaj więcej
Hasan ibn Sabbah, pierwszy przywódca szyickiej sekty nizarytów i twórca ich państwa, swoją główną siedzibą uczynił twierdzę Alamut. Stąd na skrytobójcze misje wyruszali fedaini i tu narodziła się czarna legenda asasynów.
Nieopodal Alamutu, zawieszone 150 metrów nad doliną rzeki Shahrud, strzegło domeny Hasana ibn Sabbaha kolejne „orle gniazdo” – zamek Lamasar. Wszystko tu było w większej skali niż w Alamucie, choćby dolina rzeki Shahrud – szeroka na kilka kilometrów, żyzna i dająca schronienie wielu wsiom. Wioska Shahrestān-e Bālā, kiedyś miasteczko u stóp góry, mogła wykarmić większą załogę, dlatego i twierdza była tu potężniejsza niż główna siedziba Hasana. Na szeroko rozkraczonym wzgórzu Lamasar zajmował kilkanaście hektarów. Zwany „tarczą Alamutu” był długi na ponad pół kilometra, a szeroki maksymalnie na 150 metrów. Zbocze góry nie jest aż tak strome, ale pokryte ostrymi skałami i trudno dostępne. Szczyt wieńczyły wysokie groźne mury. Rezydował w nich groźny Buzurg-ummid, przyjaciel i następca założyciela sekty, zarazem twórca nizaryckiej dynastii. Jeszcze za życia Hasana wytrzymał w Lamasar ośmioletnie oblężenie seldżuckie. Załoga żywiła się już tylko trawą, ale wytrwała.
Niewiele zostało z Lamasar. Na szczyt góry idzie się po skałach. Tu i ówdzie nad wąskimi jarami poprzerzucano stalowe mostki. Ale i tak wędrówka jest niebezpieczna. Na szczycie nie ma śladów ani po murach, ani po zamkowych zabudowaniach. Na skalnych rumowiskach widać jakieś resztki bastionów. Jedynym dobrze zachowanym fragmentem jest brama. Przez jej światło przeziera widok pokrytej szachownicą pól doliny Shahrud.