Jedyne, co naprawdę imponuje w Alamucie, to krajobraz. Świat widziany z wysokości 2400 metrów jest oszałamiający. Wokół piętrzące się do nieba piramidy nagich szczytów. Lśnią wszystkimi kolorami brązu i szarości. Zimą utopione w śnieżnej bieli. Latem żółte i pomarańczowe. Jesienią szare i brunatne; wszystko zależy od pory roku, dnia i kąta padania światła. Kiedy spojrzy się w dół, przez prześwity zalegających poniżej chmur widać górskie ostępy, piargi i rumowiska, a przy odrobinie szczęścia zza mgieł wyłaniają się widoki górskich sadów, które muszą przywołać skojarzenie z ogrodami Alamutu, gdzie wedle legendy przenoszono oszołomionych haszyszem fedainów, by dać im namiastkę raju. W luksusowo urządzonych pawilonach miały się nimi zajmować udające hurysy piękne dziewczęta. Jedli egzotyczne owoce, pili wino, zażywali rozkoszy, myśląc, że Hasan ibn Sabbah czarami przeniósł ich w dziedziny niebiańskie. Gdy budzili się w swoich chłodnych celach, tęsknota za rajem była tak mocna, że godzili się na każde poświęcenie, by wrócić do krainy szczęśliwości. Tak ćwiczono w nich karność i fanatyczne oddanie przywódcy. Marzenie o raju było mocniejsze od instynktu życia. Brali sztylet, szykowali truciznę i atakowali znienacka. Rzadko komu było dane przeżyć. Ginęli na miejscu swojej zbrodni, ale dzięki ich ofierze państwo Hasana było bezpieczne. Umierali głównie jego wrogowie, inni zaś byli na tyle sparaliżowani strachem, że bali się podejmować akty agresji.