Jeśli w duchu filozoficznych rozważań inżyniera Mamonia o upodobaniach kulturalnych przyjmiemy, że podobają się nam te filmy, które już oglądaliśmy, to poczesne miejsce wśród nich zajmują klasyczne westerny. Nie tylko ze względu na ich walory rozrywkowe i obecność budzących sentyment dawnych gwiazd „fabryki snów”. Także dlatego, że stanowią fascynującą mieszankę stereotypów, wyobrażeń, faktów i odniesień historycznych, które składają się i na mit Dzikiego Zachodu, i na jedyną w swoim rodzaju popularną historię Ameryki i jej mieszkańców. Mistrzowie tego gatunku potrafili w krótkiej scenie pomieścić tyle aluzji i tropów, że wystarczyłoby ich na wykład akademicki.
Czytaj więcej
24 kwietnia 1916 r. to jedna z najważniejszych dat w historii Irlandii. Tego dnia, w wielkanocny poniedziałek, wybuchło w Dublinie antybrytyjskie powstanie. Mimo że zostało brutalnie zdławione, przyczyniło się do odzyskania przez Irlandię niepodległości po ośmiu wiekach angielskiej dominacji.
Przesada? Bynajmniej. Oto przykład, który posłuży za dowód. W jednej ze scen w „Rio Grande” Johna Forda z 1950 r., ostatniej części „trylogii kawaleryjskiej”, chórek złożony z kilku żołnierzy regimentu stacjonującego w przygranicznej placówce w Teksasie i broniącego miejscowych osadników przed Apaczami wykonuje przepiękną balladę (w rzeczywistości piosenkę wykonywał Ken Curtis z towarzyszeniem znakomitej grupy wokalnej The Sons of the Pioneers, specjalizującej się w muzyce country & western). Adresatem tej pieśni jest przybyły do garnizonu z wizytacją generał Philip Sheridan, postać nie tylko autentyczna, ale i – delikatnie mówiąc – niejednoznaczna. Rzecz dzieje się latem 1879 r., „15 lat po Shenandoah”, czyli krwawej kampanii z okresu wojny secesyjnej, po której Sheridan został uznany za jednego z najlepszych dowódców armii Unii. Sława ta zapewniła mu później stanowisko głównodowodzącego armią Stanów Zjednoczonych, a pośmiertnie obszerne opisy biograficzne w niektórych opracowaniach historycznych. Niektórych, bo w czasie, gdy rozgrywa się akcja „Rio Grande”, Sheridan realizował już inne zadanie – „przywracał porządek” na Wielkich Równinach, a mówiąc wprost, uczestniczył w ostatecznej pacyfikacji (zdaniem wielu badaczy – eksterminacji) Indian próbujących zachować ostatni skrawek własnej ziemi. Czyny z tego okresu nie przyniosły mu chwały, a w oczach przynajmniej części współczesnych Amerykanów Sheridan to okrutny wojskowy watażka odpowiedzialny za masakry rdzennej ludności, któremu przypisuje się niechlubne powiedzenie „dobry Indianin to martwy Indianin” (trzeba tu dodać, że zarzut ten opiera się na relacji jednego świadka i nie został potwierdzony, a rodzina Sheridana wielokrotnie zaprzeczała, by kiedykolwiek wypowiedział takie słowa). Nic zatem dziwnego, że dzisiaj, w dobie bezkompromisowych rozliczeń z przeszłością, nie wszyscy obywatele USA chcą o nim pisać i czytać.
Wracając jednak do filmu: jest wielce prawdopodobne, że Sheridan odwiedzał kawaleryjskie posterunki na granicy z Meksykiem i że był witany ze śpiewem na ustach. Problem w tym, że w dziele Forda kawalerzyści śpiewają dla swojego generała pieśń „Bold Fenian Men” (znaną także jako „Down by the Glenside”), która ani z wojną secesyjną, ani z walkami na Wielkich Równinach nie ma nic wspólnego, nie mówiąc już o tym, że powstała po drugiej stronie oceanu w 1916 r. O co więc chodzi?
Waleczni fenianie
Prawdziwy wirtuoz westernu potrafił nie tylko „skondensować” historię, by przekształcić ją w mit, ale i połączyć różne mity w spójną całość. John Ford, czterokrotny zdobywca Oscara, który podpisywał się czasami gaelicką wersją swojego nazwiska: O’Fearna, był z pochodzenia Irlandczykiem. Dzieckiem irlandzkich emigrantów był również Sheridan, podobnie jak wielu jego podwładnych w amerykańskiej armii. Pieśń „Bold Fenian Men” wyszła spod pióra Peadara Kearneya, poety, kompozytora i bojownika o jedność i niepodległość Irlandii prawdopodobnie w drugiej połowie kwietnia 1916 r., gdy na ulicach Dublina trwało powstanie zwane wielkanocnym, i miała zagrzewać do walki. Tekst utworu nawiązuje jednak do innego, wcześniejszego irlandzkiego powstania – z 1867 r. Z przygotowaniem obu zbrojnych zrywów związane było tajne Irlandzkie Bractwo Republikańskie założone w Dublinie w 1858 r. Organizacja ta miała swój amerykański odpowiednik, powstały w tym samym roku w Nowym Jorku, znany pod nazwą Bractwo Fenian.