Miałem przeprowadzić kilka wywiadów i zebrać wypowiedzi zwykłych ludzi, którzy przyjechali do stolicy pożegnać swojego ulubionego przywódcę. Zadanie okazało się jednak niewykonalne. Nie dlatego, że były jakieś problemy warsztatowe, tylko po prostu nie zdołałem dotrzeć do Waszyngtonu. Jadąc z New Jersey międzystanową autostradą nr 95, już za Baltimore poruszałem się z szybkością 50 km na godzinę. Wreszcie jakieś 30 kilometrów przed granicą Dystryktu Kolumbii na dobre utknąłem w korku na autostradzie. Każdy, kto był w tej części Ameryki późną wiosną, wie, jakie panują tam upały. Tego dnia w cieniu było blisko 30 stopni Celsjusza, a wilgotność powietrza zbliżała się do 100 procent. Cudem udało mi się po kilku godzinach wydostać z tego piekielnego korka, żeby drogą nr 1 „uciec” na północ w kierunku Baltimore.