Zawodową karierę w odrodzonej Rzeczypospolitej Sym rozpoczynał od posady urzędnika. Szybko jednak to się zmieniło. Zapisał się na kurs aktorstwa w Instytucie Filmowym, prywatnej szkole Wiktora Biegańskiego. Na ekranie debiutował w reżyserowanym przez Biegańskiego filmie „Wampiry Warszawy. Tajemnica taksówki nr 1051” z 1925 r. W rozpoczęciu aktorskiej kariery pomogły Symowi nieprzeciętna uroda i zyskana w wojsku sprawność fizyczna.
Ale już dwa lata po debiucie w polskim kinie wyjechał do Wiednia. Tam, wykorzystując swoje austriackie korzenie, podpisał kontrakt na wyłączność ze studiem Sascha-Filmindustrie AG, gdzie nawet przez rok pełnił funkcję prezesa. Od 1929 r. występował głównie w niemieckich filmach, partnerował m.in. Marlene Dietrich, z którą ponoć łączył go przelotny romans.
Na początku lat 30. zdał egzamin aktorski w Polsce, co umożliwiło mu zdobycie angażu w warszawskich teatrach rewiowych, m.in. Banda i Hollywood. Pomimo sławy filmowego amanta stosunkowo rzadko występował na dużym ekranie (np. w 1932 r. zagrał tylko w „Pałacu na kółkach”, a przecież to były czasy, gdy popularni aktorzy grali w co najmniej kilku filmach rocznie). Trzeba jednak pamiętać, że był to już czas udźwiękowienia kina, a Igo Sym miał problemy z wymawianiem „r”. O ile w czasach kina niemego nie miało to znaczenia, o tyle w latach 30. to się zmieniło. Z jego ówczesnych występów przed kamerą warto jeszcze wymienić rolę w „Szpiegu w masce” (1933 r., reż. Mieczysław Krawicz) i to nie tylko dlatego, że zagrał u boku Hanki Ordonówny. W tym filmie wcielił się w… szefa kontrwywiadu polskiego!
Burzliwe romanse
Rok 1933 był w życiu Igo Syma ważny. Wtedy zaczął się jego romans z Iną Benitą. W książce „Ina Benita. Za wcześnie na śmierć” (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2018) Piotr Gacek cytuje opinię wybitnej przedwojennej aktorki Lidii Wysockiej: „Sym był naprawdę przystojny. Wysoki, niebieskooki. Nie wiem, czy o mężczyźnie można powiedzieć »piękny«, ale to był piękny mężczyzna. I wykształcony, oczytany. Miał już międzynarodową sławę, zdobytą głównie w niemieckich filmach – podobno przyjaźnił się z Marleną Dietrich, którą nauczył grać na pile… Sama się sobie dziwię, że tak pochwalnie mówię o nim, bo przecież w końcu okazał się kanalią. Ale to wszystko prawda. Kobiety za nim szalały… Dobrze śpiewał, ale aktorem on był miernym, za grosz nie miał talentu. Miał za to wdzięk, urok osobisty. Nie dziwi mnie, że Ina się w nim zakochała. (…) Jakoś krótko ze sobą byli, ale bardzo intensywnie – kłócili się, rozstawali, godzili i znów kochali. I w końcu na dobre rozstali; w jego życiu pojawiła się Ordonka…”. Ale Hanka Ordonówna była już wówczas żoną hrabiego Michała Tyszkiewicza i to mąż wyrwał ją jesienią 1939 r. z Pawiaka, gdzie trafiła po zadenuncjowaniu jej przez… Igo Syma (taką informację można odnaleźć w wielu źródłach, ale obecnie udział Syma w aresztowaniu Ordonki podaje się w wątpliwość).
W drugiej połowie lat 30. Sym na ekranie pojawiał się raczej w rolach drugoplanowych. Skupiał się na karierze estradowej, śpiewał i występował w recitalach, a jego popisowym numerem było akompaniowanie sobie grą na pile. W 1937 r. zagrał w niemieckim filmie „Serenade”, gdzie wcielił się w postać Ferdinanda Lohnera, wirtuoza skrzypiec. Co ciekawe, w prywatnych rozmowach w polskim środowisku aktorskim podkreślał, jak bardzo nie akceptuje atmosfery nazistowskich Niemiec – czy rzeczywiście tak myślał, czy była to „przykrywka” agenta Abwehry?