Boże! Widzisz i nie grzmisz?!

„Bezradność i bezsilność wobec chorób sprawiły, że powszechnie uważano, że są one karą i pokutą za popełnione grzechy albo doświadczeniem, które pan Bóg w swej mądrości zsyła nawet na ludzi sprawiedliwych, aby ich uszlachetnić i uświęcić, dając im w nagrodę, po śmierci, wieczne zbawienie. W zasadzie każda choroba mogła brać się z boskiego dopustu” – pisze Barbara Ogrodowska w książce „Medycyna tradycyjna w Polsce”.

Publikacja: 25.02.2022 00:55

Boże! Widzisz i nie grzmisz?!

Foto: adobe stock

Książek o podobnej tematyce nie brakuje, np. „O zdrowiu i chorobach szlachty polskiej” Karoliny Stojek-Sawickiej czy „Historia medycyny w ujęciu filozoficznym” Władysława Szumowskiego. Ukazują one żywiołową chęć wydobywania się z choroby, w zasadzie bez środków po temu, ponieważ to, co ordynowali doktorowie przed wiekami, były to „pożal się Boże” lekarstwa.

Naukowcy z Uniwersytetu Wrocławskiego oraz z tamtejszego Uniwersytetu Medycznego postanowili sprawdzić, czym konkretnie były rozmaite staropolskie remedia, jaki miały skład i jakie rzeczywiste działanie. Pomagały czy raczej szkodziły? Robią to w ramach projektu badawczego „Odtworzenie i analiza preparatów leczniczych zidentyfikowanych na podstawie dokumentów epoki staropolskiej (XVI–XVIII wiek)”. Portal PAP „Nauka w Polsce” poinformował, że program realizowany jest w ramach grantu SONATA BIS i przeznaczono na niego półtora miliona złotych.

Współpraca polega na tym, że historycy wyszukują receptury w źródłach pisanych – w pamiętnikach, listach, diariuszach i kalendarzach, natomiast specjaliści z wydziału farmaceutycznego odtwarzają je w laboratorium, analizują zawartość związków czynnych w tych preparatach oraz ich aktywność biologiczną. Przy czym – żeby była jasność – naukowcy nie sprawdzają receptur takich, jak ta zawarta w „Przewodniku po drzewie żywota” (wyd. 1613 r.) anonimowego lekarza: „starym ludziom, co są z przyrodzenia zimni i susi,  dobrym jest to, co jest wilgotnym i gorącym z przyrodzenia, jako wino”. Skuteczność wina sprawdzają poza grantem SONATA BIS.

Główną trudność w prowadzonych badaniach stanowi rzecz wydawałoby się tak prozaiczna, jak dopasowanie nazw roślin używanych przez staropolskich aptekarzy do współczesnego nazewnictwa botanicznego. Trudności przysparza także zdobywanie substancji dziś egzotycznych, takich jak ambra, czy narkotyków, np. opium (w farmacji podlegają ścisłej kontroli i reglamentacji). Ale pierwsze wyniki już są. Na przykład odtworzono lek używany w Toruniu w 1629 r. podczas szerzenia się tam „czarnej śmierci” (dżumy). Ustalono, że był skomponowany z 61 składników podstawowych oraz trzech złożonych preparatów. „Choć nie brak w owym leku substancji wykazujących działanie lecznicze, to przy zalecanym sposobie dawkowania ich ilości są daleko niewystarczające, aby realnie wpływać na zdrowie człowieka” – wyjaśnia dr Jakub Węglorz (osobny artykuł o tym historycznym leku, autorstwa polskich badaczy, ukazał się w czasopiśmie „Journal of Ethnopharmacology”).

Medykamenty sprzed wieków komponowano z ziół, substancji mineralnych, sproszkowanych żmij, ropuch, jaszczurek. Miłośnicy czarnego humoru zapewne znają prześmiewcze powiedzenie, że „jeśli pacjent rzeczywiście pragnie wyzdrowieć, medycyna jest bezradna” – przed wiekami tkwiło w tym powiedzeniu spore ziarno prawdy. Co nie powinno dziwić, ponieważ medycyna oparta na naukowych podstawach jest dyscypliną młodą. Fundamentalne odkrycia Pasteura, Roentgena, Kocha, szczepionki, antybiotyki, surowice (lista jest długa) to osiągnięcia ostatnich dwóch stuleci, przy czym większość z nich znalazła zastosowanie na szeroką skalę dopiero w XX stuleciu.

Jak świat światem, o zdrowie walczono na takim poziomie, na jakim była ogólna wiedza w danym okresie. Pierwsza polska encyklopedia „Nowe Ateny” Benedykta Chmielowskiego (1745 r., odpowiednik współczesnej „Encyklopedii Powszechnej PWN”) prezentuje wiedzę na takim oto poziomie: „Węgorza uwędziwszy, y na kawałki porąbawszy, te kawałki, które w sadzawkę powrzucał, miałby z tych kawałków nowe węgorze żywe”; „By w zgodzie żyło małżeństwo. Aby mąż nosił przy sobie róg jeleni”; „Włosów pozbyć y znowu nabyć. Uryna albo mocz myszy domowych, a bo też polnych, na mieyscu włosami obrosłym wylana, włosy zapędza”.

Praca naukowców z Wrocławia, rozszyfrowywanie receptur budzących grozę, nie ma służyć piętnowaniu ignorancji naszych antenatów. Wydźwięk ich pracy jest optymistyczny, ukazuje bowiem drogę, jaką przebyła medycyna od czasów suszenia i proszkowania ropuch. Ta przebyta droga to powód do autentycznej dumy. Jedyna skaza – niestety, też autentyczna – na tym obrazie postępu, to antyszczepionkowcy – w trzeciej dekadzie XXI wieku po Chrystusie. Boże! Widzisz i nie grzmisz?!

Historia
Wołyń, nasz problem. To test sprawczości państwa polskiego
Historia
Ekshumacje w Puźnikach. Po raz pierwszy wykorzystamy nowe narzędzie genetyczne
Historia
Testament Bolesława Krzywoustego, czyli rozbicie dzielnicowe
Historia
Fridtjof Nansen i Roald Amundsen. Wikingowie XIX wieku
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Historia
Amazonka odkryła swoją tajemnicę