3 sierpnia 1944 r. mieszkańcy Olsztynka (niem. Hohenstein) dostali zakaz wychodzenia z domów. Zagrożono im, że jeśli zbliżą się do okien, żołnierze SS będą strzelać bez ostrzeżenia. Olsztynek był wówczas częścią Prus Wschodnich – regionu Rzeszy, w którym naziści mieli od lat bardzo wysokie poparcie. Do tego miasta wielokrotnie przyjeżdżali różni dygnitarze, w tym Hitler. Przybywali na wielkie uroczystości w pobliskim Mauzoleum Hindenburga (niem. Tannenberg-Denkmal), w miejscu, w którym w 1934 r. odbył się pogrzeb prezydenta Rzeszy feldmarsz. Paula von Hindenburga. Nigdy wcześniej wizycie żadnego oficjela nie towarzyszyły tam tak drakońskie środki bezpieczeństwa. Wprowadzono je z powodu pogrzebu. Chowany był gen. Günther Korten, szef Sztabu Generalnego Luftwaffe, który 22 lipca 1944 r. zmarł od ran odniesionych dwa dni wcześniej podczas zamachu na Hitlera w Wilczym Szańcu. Zachowała się niemiecka kronika filmowa pokazująca fragmenty tego pogrzebu. Na filmie widać trumnę niesioną przez żołnierzy Luftwaffe po monumentalnych schodach i marszałka Rzeszy Hermanna Göringa żegnającego swojego współpracownika. Jest też ujęcie składania trumny do mauzoleum.
Dlaczego jednak akurat Korten został tak uhonorowany? I to jako jedyna spośród czterech osób, które zginęły w zamachu wymierzonym w Hitlera? W Mauzoleum Tannenbergu nie został pochowany płk Heinz Brandt, który zmarł z ran 21 lipca 1944 r. Dzień wcześniej to on przestawił teczkę z bombą zostawioną przez płk. Clausa von Stauffenberga za dębową nogę stołu w baraku w Wilczym Szańcu i prawdopodobnie w ten sposób ocalił Hitlerowi życie. Spoczął jednak na cmentarzu miejskim w Hanowerze. Mimo że pośmiertnie awansowano go na generała i pamiętano o jego jeździeckich sukcesach na igrzyskach olimpijskich, nie uznano go za godnego pogrzebu w Mauzoleum Hindenburga. Gen. Rudolf Schmundt, inna ofiara śmiertelna zamachu z 20 lipca, zmarł od ran 1 października 1944 r. Wcześniej był m.in. adiutantem Hitlera. Ceremonię pogrzebową urządzono mu w Mauzoleum Tannenbergu (ściągnięto na nią wszystkich generałów i marszałków, jakich się dało, ale Hitler nie był na niej obecny). Pochowano go jednak na berlińskim Cmentarzu Inwalidów, co uznawano za wielkie wyróżnienie. Pochowanie Kortena w miejscu spoczynku prezydenta Hindenburga było w oczach Niemców zaszczytem o wiele większym. Tym większym, że tak naprawdę niewielu ludzi w ogóle wiedziało, kim jest jakiś tam gen. Korten.
Nazistowskie sanktuarium
Dla ówczesnych Niemców Mauzoleum Tannenbergu było narodowym sanktuarium wojennym. Monumentalna budowla z ośmioma wieżami, w zamierzeniu architektów mająca przypominać Stonehenge, upamiętniała wielką bitwę z 1914 r., w trakcie której wojska Hindenburga zatrzymały rosyjską inwazję na Prusy Wschodnie. Niemieccy nacjonaliści uznawali tę batalię za zemstę na „słowiańskich podludziach" za bitwę pod Grunwaldem z 1410 r. (w niemieckiej historiografii nazywaną bitwą pod Tannenbergiem).
Mauzoleum budowano w latach 1924–1927, by w latach 1934–1935 je przebudować w jeszcze bardziej monumentalnym stylu. 7 sierpnia 1934 r. pochowano w nim prezydenta Rzeszy feldmarsz. Paula von Hindenburga. Pogrzeb przyciągnął aż pół miliona ludzi. Obok feldmarszałka spoczęła jego małżonka. Później rozważano to miejsce jako przyszły grobowiec Hitlera.
Czym więc zasłużył sobie gen. Korten, by pochować go w takim miejscu? Na pewno nigdy nie był bohaterem pierwszego planu. Jego kariera niczym szczególnym się nie wyróżniała: udział w I wojnie światowej, służba w Luftwaffe od 1934 r., zajmowanie do 1942 r. głównie stanowisk sztabowych i biurokratycznych. W 1942 r. został dowódcą I Korpusu Lotniczego na froncie wschodnim, by wkrótce po tym trafić do Luftwaffenkommando Don w trakcie bitwy stalingradzkiej (która była wielką kompromitacją niemieckiego lotnictwa). Latem 1943 r. został dowódcą 1. Floty Lotniczej, a kilka tygodni później szefem Sztabu Generalnego Luftwaffe, w miejsce gen. Hansa Jeschonnka, który popełnił samobójstwo, bo nie radził sobie z obroną przestrzeni powietrznej Rzeszy przed alianckimi nalotami. Korten na nowym stanowisku wykazał się dużym talentem organizacyjnym. Znacząco wzmocnił system obrony przeciwlotniczej, co kosztowało życie tysiące alianckich pilotów. Podczas narad sztabowych w Wilczym Szańcu referował Hitlerowi sytuację Luftwaffe – latem 1944 r. gwałtownie się pogarszającą. Dla opinii publicznej Korten pozostawał jednak osobą niemal nieznaną. To nie był przyciągający uwagę podniebny dowódca w stylu gen. Adolfa Gallanda czy marsz. Alberta Kesselringa. Podczas pogrzebu w sierpniu 1944 r. zrównano go jednak z taką ikoną niemieckiego nacjonalizmu jak prezydent von Hindenburg.