„Każdy człowiek jest niedokończoną układanką. Musicie stać się brakującym elementem, a powie wam wszystko" – mówiła podczas zajęć „Matrona", dyrektorka szkoły dla rosyjskich agentek seksualnych, pokazanej w filmie „Czerwona jaskółka". Główna bohaterka Dominika Jegorowa (zagrana przez Jennifer Lawrence) jest rosyjską baletnicą, która po utracie pracy w wyniku „wypadku" zostaje wciągnięta przez swojego wujka z SWR (cywilnej służby wywiadu zagranicznego Rosji) w morderczą intrygę przeciwko jednemu z oligarchów. Potem dostaje wybór: albo zostanie zlikwidowana jako niewygodny świadek, albo zostanie „jaskółką" – agentką wyszkoloną do uwodzenia osób wyznaczonych przez tajne służby do werbunku lub kompromitacji. Stanie się częścią gry przeciwko agentowi CIA znającemu tożsamość „kreta" w kierownictwie rosyjskiego wywiadu.
„Czerwona jaskółka" to oczywiście filmowa fikcja, inteligentne i przyjemne dla oka kino szpiegowskie. Film powstał jednak na podstawie powieści Jasona Matthewsa, przez 33 lata funkcjonariusza CIA, który twierdzi, że główna bohaterka jest syntezą kilku autentycznych postaci, o których dowiedział się podczas swojej służby wywiadowczej. – Szczegóły dotyczące szkolenia i życia „jaskółek" są autentyczne – powiedział Matthews w rozmowie z dziennikiem „Daily Telegraph". Niezależnie od tego, ile prawdy przemycił w swojej książce, faktem jest, że zachodnie tajne służby stykały się w trakcie zimnej wojny z sowieckimi seksagentkami.
Metoda stara jak świat
Wykorzystywanie seksu do szpiegostwa jest równie stare jak ludzka cywilizacja. Tego typu przypadki są opisywane choćby w księgach Starego Testamentu (Samson i Dalila, Estera i perski władca) czy w „Sztuce wojny" Sun Tzu, klasycznym chińskim dziele z V wieku p.n.e. W dawnej Japonii kobiety-ninja szpiegowały, a czasem nawet zabijały feudalnych panów, których były nałożnicami. Na europejskich dworach w szpiegowskie role często wcielały się damy dworu. Wiele sekretów wycieka przecież przez łóżko, a odpowiednio dobrana kochanka lub kochanek może być znakomitym agentem wpływu, potrafiącym pokierować we właściwą stronę daną osobę.
W przedwojennym Berlinie polski agent major Jerzy Sosnowski wykradał niemieckie tajemnice wojskowe, uwodząc sekretarki pracujące z tajnymi dokumentami. W 1939 r. Walter Schellenberg, późniejszy szef wywiadu SS, stworzył dom publiczny „Salon Kitty", w którym wszystkie dziewczęta pracowały dla kontrwywiadu, a ich rozmowy z odwiedzającymi ten przybytek obcymi dyplomatami były nagrywane. Na początku lat 60. CIA próbowała wykorzystać Maritę Lorenz, kochankę Fidela Castro, do otrucia kubańskiego dyktatora. W 1986 r. izraelski wywiad, wykorzystując „słodką pułapkę", porwał i sprowadził do kraju Mordechaja Vanunu, technika nuklearnego, który ujawnił istnienie izraelskiego wojskowego programu jądrowego. Ową „słodką pułapką" była agentka Mosadu, co do której krążą domysły, że nazywała się Cippi Liwni i w latach 2006–2009 była ministrem spraw zagranicznych Izraela.
Szkoły uwodzicielek
Szpiegostwo seksualne było więc i jest czymś powszechnym, ale Sowieci sięgali po nie szczególnie często i robili wiele, by je doskonalić. W slangu KGB seksagentki nazywano „jaskółkami", a seksagentów „krukami" (co ciekawe, Matthews nie używa w oryginalnym tytule swojej książki słowa „swallow", czyli jaskółka, tylko „sparrow", czyli wróbel). Używano ich do szantażu zarówno heteroseksualnego, jak i homoseksualnego. Na temat tego, jak te agentki i agenci byli umocowani w strukturach tajnych służb i jak przebiegało ich szkolenie, krążą jednak sprzeczne informacje. Matthews twierdzi, że w swojej powieści oparł się na zdobytych przez zachodnie tajne służby w latach 60. i 70. informacjach dotyczących programu szkoleń „jaskółek" i „kruków". Rzeczywiście miały wtedy istnieć specjalne szkoły, w których uczono ich uwodzenia, sztuczek seksualnych, technik manipulacji psychologicznej i szpiegowskiego rzemiosła.