Godzina po godzinie. Od owego słynnego „Teleranka", który jako pierwszy padł ofiarą stanu wojennego, aż po wieczorne ogłoszenie w radiu, że uczniowie nie wracają w poniedziałek do szkół.
Nie pamiętam, o której dokładnie na ekranie telewizora pojawił się znak kontrolny, a po nim obrazek, który wszyscy pamiętamy: generał Wojciech Jaruzelski siedzący za stołem w jakimś obskurnym pokoiku imitującym studio telewizyjne. Za jego plecami był ustawiony sztandar Ludowego Wojska Polskiego. Szorstkim głosem wypowiedział dwa pierwsze zdania: „Obywatelki i obywatele Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej! Zwracam się dziś do Was jako żołnierz i jako szef rządu polskiego...". Dalsza część nie pozostawiała wątpliwości, że marzenia o suwerennej i wolnorynkowej Polsce właśnie runęły w gruzy. Prawdziwe intencje mówcy ukazały słowa: „Awanturnikom trzeba skrępować ręce, zanim wtrącą ojczyznę w otchłań bratobójczej walki". Po chwili padło ostrzeżenie: „Surowa zima mogłaby pomnożyć straty, pochłonąć liczne ofiary". Słowo „ofiary" miało jednoznaczną wymowę. O tym, że Jaruzelski nie blefuje, przekonali się trzy dni później górnicy z kopalni Wujek w Katowicach.