Odbicie od stałego lądu i wypłynięcie na morze lub bezmiar oceanów było dla żeglarzy ryzykiem ocierającym się o szaleństwo. Dowodem na to są tysiące wraków zapełniających dna morskie. Czy jednak wszystkie katastrofy kończyły się opadnięciem statków na dno morza? Ludzie morza mieli w tej kwestii podzielone zdanie. Przecież widywano te dawno „zatopione" jednostki dryfujące bez załóg i od czasu do czasu wynurzające się z upiornej morskiej mgły, aby na moment wywołać przerażenie u załóg przepływających koło nich statków.
Bohaterem napisanej w 1839 r. przez Fredericka Marryata powieści „Okręt widmo" jest awanturniczy holenderski kapitan Vanderdecken, który ma obsesję opłynięcia Przylądka Dobrej Nadziei. Doprowadza go to do złożenia na relikwię Świętego Krzyża pełnej bluźnierstw przysięgi, że opłynie ten przylądek, choćby miał żeglować do dnia Sądu Ostatecznego. Stwórca przyjmuje jego przysięgę, ale Vanderdecken staje się jej zakładnikiem skazanym na wieczne żeglowanie bez możliwości zawijania do jakiegokolwiek portu. Odtąd przerażający statek, który nazwano „Latającym Holendrem", z załogą złożoną z żywych szkieletów krąży po morzach i oceanach, wyłaniając się z mgły i zwiastując nieszczęście tym, którzy go dostrzegli.
O tym, że zobaczenie widma „Latającego Holendra" przynosi nieszczęście, mogło się przekonać 13 pasażerów statku „Bacchante" płynącego w lipcu 1881 r. wzdłuż wybrzeży Australii. Wśród pasażerów byli m.in. przyszły król Jerzy V i jego starszy brat Albert Victor. Marynarz obserwator doniósł o pojawieniu się statku i wszyscy o 4 nad ranem mogli zobaczyć statek widmo wyłaniający się z czerwonej poświaty. „Bacchante" popłynął w kierunku tajemniczej zjawy, ale kiedy dotarł w pobliże tego miejsca, statku już nie było. Tego samego ranka marynarz, który dostrzegł upiorny statek, spadł z masztu i zginął na miejscu.
Inną znaną postacią twierdzącą, że widziała widmowy statek Vanderdeckena, był wybitny pisarz marynista, oficer Marynarki Wielkiej Brytanii Nicholas Monsarrat. Autor słynnej powieści „Okrutne morze" był absolwentem Trinity College Uniwersytetu w Cambridge, a w czasie II wojny światowej służył w Royal Navy na korwetach i fregatach osłaniających konwoje przed atakami wroga. Wojnę zakończył jako dowódca fregaty, a swoje doświadczenia wojenne przelał na karty opowiadań opisujących wojnę na Pacyfiku. Komandor podporucznik Monsarrat miał widzieć „Latającego Holendra" w tym samym miejscu, gdzie w 1881 r. widzieli go pasażerowie okrętu „Bacchante".
Pływająca kostnica
Marynarze należą do ludzi bardzo przesądnych. Takich jak kapitan pewnego statku, który w 1948 r. zauważył i dokładnie opisał szkuner „Lady Lovibond". Statek ten zakończył swoją morską podróż dokładnie 200 lat wcześniej, czyli w 1748 r., na zdradliwej i długiej na 16 km płyciźnie Goodwin Sands na Morzu Północnym, położonej 10 km od wybrzeża hrabstwa Kent w Anglii. Ów statek widmo miał się pojawiać dokładnie co 50 lat. Jego historia związana jest z makabrycznym morderstwem, jakiego dokonał John Rivers, człowiek chorobliwie zakochany w Annette, żonie kapitana Simona Reeda, która wbrew marynarskim przesądom została zabrana w rejs. Po zamordowaniu sternika Rivers przejął ster szkunera i skierował „Lady Lovibond" na wspomnianą płyciznę Goodwin Sands, kończąc tym samym żywot statku i całej jego załogi. Od tamtej pory co pół wieku na oczach osłupiałych widzów szkuner wyłania się z zielonej poświaty, przypominając o swojej historii i przestrzegając przed obecnością kobiet na statku, gdyż przynosi to pecha...