Gdy po emigracji wrócił do Polski w 1958 r., na spotkanie czytelników z nim trzeba było wynająć Salę Kongresową. Gdziekolwiek Melchior Wańkowicz pojechał, witały go tłumy. Był najukochańszym pisarzem Polaków
Emigracja odwróciła się od niego i odtąd konsekwentnie deprecjonowała jego osiągnięcia, stawiając często niesprawiedliwe zarzuty. Tak było, gdy Wańkowicz zdecydował się na skrócone, praktycznie pozbawione pierwszego tomu wydanie w Polsce „Bitwy o Monte Cassino”. Z pewnością autor poszedł wtedy w swoim dialogu z komunistycznymi władzami na daleko idące ustępstwa, ale na pytanie: czy warto było, odpowiedzieć należy twierdząco. W przeciwnym wypadku na pierwszą krajową edycję najważniejszego dzieła o największym triumfie polskiego oręża podczas II wojny światowej czekalibyśmy co najmniej 20 lat, do powstania drugiego obiegu.
Emigracja nie przyjęła jednak tego do wiadomości, więcej, oskarżyła pisarza o to, że zgodził się na wykreślenie z „Monte Cassino” nazwiska gen. Władysława Andersa, co łatwo było zweryfikować na korzyść Wańkowicza, skądinąd bezpośrednio po wojnie kreowanego przez polski Londyn na wieszcza narodowego.
Bo i też nikt jak on nie zaprezentował wojennego wysiłku polskiego żołnierza. Sława „Bitwy o Monte Cassino” przyćmiła inne jego książki, ale dość w tym miejscu wspomnieć „Westerplatte” i „Hubalczyków” czy „Ziele na kraterze”, w którym oddał cześć młodej AK-owskiej generacji i złożonej przez nią w ofierze daninie krwi w powstaniu warszawskim.
Wańkowicz jednak stosunkowo szybko zdystansował się wobec Londynu, czemu sprzyjała przeprowadzka z Anglii do USA, gdzie m.in. pracował na farmie kurzej swego zięcia. A Polonusów najpierw zdenerwował „Kundlizmem” (1947), dwa lata później zaś wydanym przez Giedroycia „Klubem Trzeciego Miejsca”. Renomę, pozycję i pieniądze zdobył przed wojną. Pełnił wtedy różne funkcje, zajmował wysokie stanowiska, także państwowe, m.in. naczelnika Wydziału Prasowego MSW, był doradcą reklamowym wielkich firm, dla Związku Cukrowników Polskich wymyślił genialne hasło: „Cukier krzepi”. Założył własne wydawnictwo Rój, ale przede wszystkim strzegł swej pisarskiej sławy osiągniętej takimi książkami jak urzekające niezwykłym bogactwem i pięknem językowym „Szczenięce lata” (1934).