Na brodę przystojnego plastyka, spotykanego przy przystanku na Krakowskim Przedmieściu, przysięgam niniejszym, że od dziś, od zaraz, zaczynam gimnastykę. Wklepujemy w twarz rozmaite brzoskwiniowo-poziomkowe kremy. Obkładamy się pomidorowo-ogórkowymi papkami. Mamy pretensję do fryzjera o rozmaite karawele i chryzantemy. I dotąd chodzimy w poczuciu własnej urody, dopóki nagle – w tramwaju czy autobusie – po obrzuceniu nas taksującym spojrzeniem, ktoś nie ustąpi nam miejsca. Wam się to nie zdarzyło? O szczęśliwe! Mnie spotkało to ostatnio trzy razy na przestrzeni miesiąca, więc nieodwołalnie trzy czwarte troski o siebie „przerzucam” z twarzy na... Nie ma co ukrywać. Chodzi o mięśnie tak zwanego pasa biodrowego, pospolicie mówiąc – brzucha. Zbyt wiele z nas – śmiem twierdzić, że 98 proc. – przyzwyczaiła te mięśnie do lenistwa. Zimą, podtrzymywane i ukrywane przez pasek do podwiązek, nie kompromitowały. Teraz zniekształcają figurę, a rezultat taki, że co czwartą z nas posądza się o ciążę. Rada? Oczywiście gimnastyka. Ale nie stosowana od przypadku do przypadku, lecz systematyczna, cierpliwa, uparta, konsekwentna i codzienna 15-minutowa gimnastyka mięśni pasa biodrowego. Jeśli sądzicie, że figura Lollobrigidy nie jest wynikiem półascetycznej diety połączonej z codzienną porcją wywołującej siódme poty gimnastyki – to jesteście w błędzie. Prawda, że żadnej z nas nie stać na zastąpienie porcji pierożków z jagodami szklanką soku z pomarańcz. Każdą z nas jednak stać na kwadrans ćwiczeń. Te, które podajemy obok, to tylko wprawka dla „niezaawansowanych” mięśni. W jednym z następnych numerów podamy kolejną serię.

za „Nie tylko suknia zdobi kobietę” w „Kobieta i Życie” nr 24, 1958 r.