Dobrze oddają również istotę przemian tak zwanego polskiego Października, o czym pisze zarówno Marek Nowakowski na początku tego zeszytu, jak i Robert Przybylski na jego zakończenie.

Październik definitywnie zamknął epokę stalinowską w jej czystej, a właściwie przerażająco brudnej postaci. Skończyły się masowe aresztowania i zbrodnie sądowe na przeciwnikach politycznych. Niewinnych ludzi, zwłaszcza żołnierzy Armii Krajowej, wypuszczono z więzień i wielu z nich rehabilitowano. Poluzowano rygory gospodarki planowej. Wydawano zakazane dotąd książki, a socrealizm zaniknął w literaturze i sztuce. Większa swoboda objęła takie dziedziny, jak moda, piosenka, taniec i wypoczynek. Ludzie odetchnęli.

Ale przecież Polska nie przestała być wasalem Sowietów. Nie zlikwidowano policji politycznej, sieci donosicieli ani cenzury. Ustrój „demokracji ludowej” pozostał totalitaryzmem z dominacją partii komunistycznej. Nazajutrz po uchwyceniu rządów Gomułka zaczął likwidację niewygodnych gazet, organizacji i rad pracowniczych. Rychło wyrugowano religię ze szkół i zdjęto w nich krzyże. Zasad systemu nie zmieniono, co prowadziło do kryzysów, nadużyć i zbrodni. O porwaniu i bestialskim mordzie Bohdana Piaseckiego piszemy w tym numerze. Winnych – funkcjonariuszy bezpieki – nie ujęto i nie osądzono.

Tę „szkołę tańca” warszawska ulica nazwała pic fotomontaż. Oficjalna propaganda mówiła o „socjalizmie z ludzką twarzą”. Ludzie widzieli w nim raczej mordę, tę samą co wcześniej. Mordo ty nasza – chciałoby się powiedzieć.

m.rosalak@rp.pl