W kwietniu 1970 roku „Trybuna Ludu” zastanawia się, czym wytłumaczyć fenomen żywotności idei Lenina. „Leninizm – wbrew swym otwartym i zamaskowanym przeciwnikom – zdobywa umysły ludzi pracy wszystkich kontynentów. Doprowadził do zwycięstwa socjalizmu na jednej czwartej obszaru kuli ziemskiej zamieszkanej przez jedną trzecią ludności świata. To pod wpływem tych idei potężny ruch narodowowyzwoleńczy doprowadził do załamania się kolonializmu”.

Wszystko pięknie, ale z obliczeń Biura Skarg i Listów Urzędu Rady Ministrów wynika, że do resortów wpływa rocznie pół miliona skarg.

Najpokaźniejsza porcja obciąża gospodarkę mieszkaniową. Gazeta prowadzi dziennikarskie śledztwo. Pewna pani poprosiła Spółdzielnię Mieszkaniową Starówka w Warszawie o dokonanie drobnego remontu. Przed jego rozpoczęciem musiała podpisać, że „z uwagi na nietypowość wykonanych robót i brak możliwości sporządzenia kosztorysu wstępnego obywatelka zobowiązuje się dokonać zapłaty po zakończeniu wszystkich prac i przedstawieniu rachunku wynikowego”. Prace obejmowały oszklenie małego okna, rozebranie ścianki działowej, obmurowanie wanny cegłami pozostałymi po rozbiórce, otynkowanie ściany oraz drobne naprawy parkietu. Po robocie murarze przedstawili pani rachunek. Wynikało z niego, że pracowali „5 pełnych dni roboczych”, a kwota do zapłaty wynosi równowartość jej trzymiesięcznych zarobków. Pani się zdenerwowała („bo przecież pracowali tylko dwa dni”) i przysłała rachunek do „Trybuny”, a ta – do biegłego inżyniera.

Ten wyliczył, że kwota jest zawyżona... siedmiokrotnie, i rozwiązał zagadkę. „Kitu ekipa pobrała 3 kilogramy, a wystarczyło 30 dekagramów – do oszklenia okna o powierzchni 0,7 metra kw. Szkła pobrano z magazynu prawie 8 metrów kw. – czyli 10 razy tyle, ile było faktycznie potrzeba. Cementu wzięto worek 50-kilowy, wystarczyłby 5 razy mniejszy. Lepiku magazyn wydał 15 kg, potrzebny był tylko kilogram. Klepki parkietowej robotnicy zażyczyli sobie ponad 2 metry kw., a zużyli nieco ponad pół metra. Nie wymieniam już dalszych szczegółów. Wspomnę tylko o pobranej ścierce flanelowej! Komu była potrzebna? Czyżby ekipa sprzątała po sobie w łazience? Lokatorka tego nie zauważyła. Materiały oczywiście nie wróciły do magazynu. W mieszkaniu też ich nie zostawiono...”.

Paradoksalnie – kto wie, czy lokatorka nie uszła z życiem właśnie dzięki temu, że wszystko zabrali. Prasa ostrzegała już w marcu: „Nie tylko w nowoczesnym przemyśle, ale także w życiu codziennym mamy do czynienia z ciągle wzrastającą różnorodnością preparatów, które z jednej strony są dobrodziejstwem cywilizacji, z drugiej niosą określone niebezpieczeństwa. Zdarza się – i to coraz częściej, że nowe preparaty o działaniu ubocznym sprzedawane są w popularnych opakowaniach standardowych, w których od lat przyzwyczailiśmy się kupować produkt o zupełnie innym przeznaczeniu. Oto np. na jednej półce stoją dwie podobnej wielkości butelki zawierające zewnętrznie całkowicie podobny preparat (biały gęsty płyn), z etykietami o jednobrzmiących niemal napisach: „Linol” i „Linal”. Rzecz w tym, że w jednej jest lek stosowany przy chorobie żołądka, a w drugiej pasta do podłóg”. Przecież to proste: po Linalu tylko Linol... albo odwrotnie. Lepiej od razu golnąć z obu butelek.