Sierpień 1971 roku. Tropikalne upały spowodowały kłopoty z wodą. Katowicki „Wieczór” apeluje, by gospodarować nią oszczędnie. „W godzinach od 5 do 23 należy zabronić dozorcom mycia chodników. Powinny być także naprawione nieszczelne kurki i inne urządzenia, w których dochodzi do przecieków”. Tyle że przykręcić kurek muszą wszyscy.
Handlowe prognozy gazety na najbliższe miesiące brzmią optymistycznie. Ale tylko na początku artykułu. „Ziemniaków nie zabraknie. Opał dla wszystkich. Więcej podrobów z drobiu i kaszanki. Sklepy spożywcze otwarte do godziny 18. Płaszcze są, ale...”. Właśnie. W tym cholernym „ale” jest pies pogrzebany. Ziemniaków nie zabraknie, ale „rok był dla nich nie najlepszy”. Opał – tak, ale „w wypadku uspołecznionych odbiorców i instytucji będą występować pewne niedobory”. Podroby z drobiu oraz kaszanka („tak bardzo poszukiwane”) pojawią się, owszem, ale tylko w restauracjach. Płaszcze są, ale... redakcja ma obawy. Uzasadnione. „Obawiamy się, że do niesprzedanej porcji przecenionych okryć dojdzie wkrótce nowa porcja tandetnych płaszczy, jakie ostatnio pojawiły się w sprzedaży. Nadal, mimo zwiększonych dostaw, będą występować braki w pończosznictwie i skarpetach o niższych cenach, nadal będziemy szukać bawełnianych i wełnianych skarpet...”
Wróćmy do podrobów. Tadeusz P., lat 35, pracował na farmie kurzej Stanisławy W. w Katowicach. „Obowiązkiem jego było pilnowanie obiektu, bowiem od dłuższego czasu zdarzały się kradzieże drobiu. Pewnego dnia na terenie farmy odbywały się uroczystości imieninowe. Kiedy w pewnej chwili zabrakło wódki, Tadeusz P., niewiele myśląc, złapał 7 kur, załadował do worka i wyszedł, aby je spieniężyć. Ujęty z łupem, przyznał się do kradzieży, lecz zaprzeczył, alby na przestrzeni kilku miesięcy ukradł 150 kur wartości ponad 4500 złotych. Niestety, sprawcy tajemniczego ginięcia kur nie ujęto”. Tadeusz dostał półtora roku.
Nie wiadomo natomiast, ile dostali dwaj myśliwi z NRF – Alfons M. oraz Hans F. Być może i oni spieniężyli zwierzynę, bo wpadli na wywozie z Polski... złotówek. O sukcesach polskich celników opowiada „Wieczorowi” naczelnik Urzędu Celnego w Cieszynie Leopold, nomen omen, Sitko. „Celnik – powiada – musi być diabelnie wyczulonym obserwatorem i dobrym psychologiem, bowiem wnikliwa obserwacja podróżnego, jego zmian i reakcji przy odprawie, to gwarancja skutecznej kontroli”. Sitko dodaje, że przemyt przestał być opłacalny, gdyż „ulgi celne są ogromne”. Taki z niego psychoterapeuta.