Dojrzewanie buntu

Słowa: – Niedziela jest Boża i nasza – wyrażały myśli i uczucia górników. Partyjne władze województwa katowickiego rządziły twardą ręką

Aktualizacja: 28.01.2008 16:08 Publikacja: 28.01.2008 12:08

Dojrzewanie buntu

Foto: Zbiory IPN/Katowice

Red

Potężna strajkowa fala, która w końcu sierpnia i na początku września 1980 roku ogarnęła zakłady i przedsiębiorstwa Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego, zaskoczyła komunistyczne władze. Nie spodziewały się, że zbuntują się załogi, które przez całe dekady traktowano jako awangardę klasy robotniczej. Takie rzeczy mogły się zdarzyć wszędzie, ale nie w województwie katowickim – mateczniku rządzącej w latach 70. ekipy Edwarda Gierka.

Po wydarzeniach czerwca 1976 roku I sekretarz KW PZPR Zdzisław Grudzień, stojący na czele największej w kraju, bo liczącej w końcu maja 1976 roku 296 909 członków i kandydatów, wojewódzkiej instancji partyjnej, zorganizował propagandową fetę poparcia dla I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka i premiera rządu Piotra Jaroszewicza. W setkach wieców uczestniczyło ponad milion osób potępiających radomskich i ursuskich „chuliganów”, „warchołów”, „wichrzycieli”. Równocześnie pod pozorem „porządkowania stanu załóg i uwalniania ich od elementów destrukcyjnych” dyrekcje usuwały z pracy osoby niewygodne. W ten sposób do połowy lipca w województwie katowickim zwolniono ponad 700 pracowników.

Partyjne władze województwa rządziły twardą ręką, miały do dyspozycji rozbudowany aparat represji. Katowicka SB była w latach 70. druga co do wielkości w kraju po bezpiece warszawskiej (w 1976 roku liczyła 807 etatów). Podobnie jak miejscowa milicja słynęła z brutalnych metod działania. Po czerwcu 1976 roku, gdy w kraju zaczęły się rozwijać opozycyjne inicjatywy, robiono wszystko, by ich działania nie wpłynęły „destrukcyjnie” na postawy środowisk robotniczych regionu. Było to jednak myślenie życzeniowe, co obrazuje jedna z informacji podanych na łamach styczniowego numeru niezależnego pisma „U progu” z 1977 roku. Według niej w końcu listopada 1976 roku w Czeladzi na domach i ogrodzeniach pojawić się miały plakaty „protestujące przeciwko służalczości Gierka i Jaroszewicza w stosunku do Rosji Sowieckiej”. Milicji udało się zatrzymać człowieka, u którego znaleziono egzemplarze plakatów i klej. Podczas przesłuchania próbowano się od niego dowiedzieć, kto pomagał mu w akcji plakatowania. On jednak nikogo nie wydał. W takiej sytuacji szef Prokuratury Rejonowej w Będzinie wstrzymał się z nakazem aresztowania i poprosił tamtejszego I sekretarza Komitetu Miejskiego PZPR o instrukcje. Ten zaś skontaktował się osobiście z Grudniem i po odpowiednich konsultacjach poinformował prokuratora, że „żadnych plakatów w Czeladzi nie było”. Zatrzymanego mężczyznę zwolniono. Widać więc, tam, gdzie się dało, sprawy niewygodne, burzące raz ustalony porządek zwyczajnie zamiatano pod dywan.

Nie zawsze jednak można było udawać, że nic się nie dzieje. Kiedy w lutym 1978 roku Kazimierz Świtoń wraz z kilkoma osobami założył w Katowicach pierwszy w Polsce Komitet Wolnych Związków Zawodowych, reakcja władz była natychmiastowa i bardzo ostra. Bezpieka nie mogła dopuścić, by przykład Świtonia pociągnął innych. Zastosowano wobec niego i jego współpracowników szeroki wachlarz szykan i represji, co od początku znacznie ograniczyło działalność śląskich WZZ i ich społeczny odbiór. Przykładowo studentów śląskich uczelni skłonnych do rozwinięcia niezależnej działalności, a przyłapanych na kontaktach ze Świtoniem lub innymi działaczami opozycyjnymi, SB eliminowała „ze środowiska akademickiego w drodze zainspirowania władz uczelni do zaostrzenia kryteriów zaliczeniowo-egzaminacyjnych […], co w konsekwencji doprowadzało do skreślenia ich z listy studentów”. W taki sposób odcinano środowiskom wyższych uczelni Śląska kanały niezależnej komunikacji z innymi ośrodkami i środowiskami. Poddawano kontroli także wszystkie inne osoby, o których uzyskano informacje, że wykazują zainteresowanie zarówno działalnością śląskich WZZ, jak i innych niezależnych nurtów.

Każdego niezadowolonego ze swojego losu robotnika szukającego kontaktów z opozycją traktowano jako jej potencjalnego uczestnika. Prowadziło to czasem do paradoksów. Zdarzało się, że pokrzywdzonemu przez administrację czy kierownictwo zakładu pracownikowi, który zgłaszał się po pomoc do Świtonia, załatwiano bez większych przeszkód wszystko to, czego nie mógł dotąd wyprosić lub wyegzekwować. Warunek był tylko jeden: miał zerwać wszelkie kontakty z liderem śląskich WZZ. W ten sposób mimo wszystko Wolne Związki spełniały swoją rolę obrony pracowniczych interesów.

Na ogół jednak kontakty poszczególnych załóg województwa katowickiego z przedstawicielami demokratycznej opozycji były słabe. Wpływ na to miały nie tylko działania bezpieki i partii, ale też fakt, że na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim nie istniał jeden główny ośrodek skupiający większość tamtejszego przemysłu. Kopalnie, huty i fabryki były rozrzucone po całym województwie. Spójność załóg osłabiało również obserwowane szczególnie w drugiej połowie lat 70. zjawisko dużego przyrostu i fluktuacji stanu załóg. W początku 1979 roku według danych katowickiej MO w 466 hotelach robotniczych i na 4630 kwaterach prywatnych mieszkało na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim ponad 200 tys. osób. W niektórych rejonach województwa osoby przebywające tam czasowo stanowiły aż 25 proc. ogółu mieszkańców. W takich warunkach trudno było organizować szeroko pojętą opozycję i rozwijać różnorakie formy społecznego oporu. Nie oznaczało to jednak, że w województwie katowickim panował spokój.

Najwięcej powodów do narzekań i niezadowolenia mieli górnicy. Wzrastające zapotrzebowanie na węgiel, jako podstawowy surowiec eksportowy, ale i niezbędne w gospodarce źródło energii, spowodowało w drugiej połowie lat 70. prawdziwą pogoń za ciągłym wzrostem jego wydobycia. Osiągano go m.in. przez zwiększanie górnikom pracy w godzinach nadliczbowych. Normą stało się prowadzenie wydobycia w niedziele i święta. Załogi dołowe bardzo źle znosiły taki system pracy.

Ponadto w roku 1978 w celu utrzymania ciągłego wzrostu wydobycia węgla zaczęto wprowadzać w kopalniach organizację pracy w systemie czterobrygadowym, co praktycznie oznaczało fedrowanie na okrągło (do sierpnia 1980 roku funkcjonował on w 29 z 66 kopalń). Konsekwencją była nie tylko zwiększona liczba wypadków, ale i kompletna dezorganizacja życia rodzinnego górników, którzy zazwyczaj tylko raz w miesiącu mogli spędzić z rodziną całą niedzielę.

Nowy system pracy w kopalniach krytykował śląski Kościół. – Niedziela jest Boża i nasza – słowa te, wypowiedziane w maju 1978 roku przez kardynała Franjo Kuharicia z Zagrzebia podczas tradycyjnej na Górnym Śląsku dorocznej pielgrzymki mężczyzn do Sanktuarium Matki Boskiej Piekarskiej w Piekarach Śląskich, najlepiej chyba wyrażały myśli i uczucia górników oraz wspierających ich hierarchii i duchowieństwa. Biskup katowicki Herbert Bednorz interweniował u władz, domagając się poszanowania niedzieli jako dnia wolnego i przywrócenia właściwego etosu i wartości pracy górników. W maju 1978 roku podczas spotkania ze Zdzisławem Grudniem przestrzegał go przed „eksplozjami narzekań”, które jego zdaniem łatwo mogły przerodzić się w większe niepokoje, których nie uda się już zahamować.

Przewidywania biskupa sprawdziły się bardzo szybko. Już w czerwcu 1978 roku przeciwko pracy w niedzielę zaprotestowała część załóg jastrzębskich kopalń Moszczenica i Jastrzębie. W efekcie kilkudziesięciu górników zwolniono z pracy. W tej sytuacji zwrócili się o pomoc do miejscowego proboszcza – ks. Bernarda Czerneckiego, który powiadomił o wszystkim biskupa Bednorza i prymasa Wyszyńskiego. Ponadto proboszcz wciąż poruszał kwestię górniczego protestu w kazaniach. Tymi działaniami zmusił władze do ustępstw. W obawie przed zbytnim nagłośnieniem sprawy i trudnymi do przewidzenia konsekwencjami w lipcu wszystkich zwolnionych przywrócono do pracy, traktując okres zwolnienia jako bezpłatny urlop.

Protesty jastrzębskich górników nie były jedynymi w województwie katowickim w 1978 roku. SB odnotowała wtedy w regionie kilkanaście poważnych sytuacji konfliktowych, które mogły się skończyć wybuchem. Sytuacja powtórzyła się rok później, a pierwsze miesiące 1980 roku przyniosły kolejne przypadki niezadowolenia załóg. Część tych konfliktów miała miejsce w zakładach, które na przełomie sierpnia i września 1980 roku stały się głównymi ogniskami strajkowymi w województwie, a następnie ośrodkami tworzenia silnych struktur „Solidarności”. Były to m.in.: Huta Katowice, kopalnie jastrzębskie, Zakład nr 2 Fabryki Samochodów Małolitrażowych w Tychach.

Wprowadzona w pierwszym dniu lipca 1980 roku podwyżka cen niektórych gatunków mięsa i wędlin przyspieszyła jedynie długie dojrzewanie społecznego niezadowolenia w Katowickiem. W drugiej połowie miesiąca doszło na tle płacowym do poważnych „sytuacji konfliktowych” w co najmniej kilkunastu zakładach. Duże prawdopodobieństwo wybuchu strajków istniało wówczas w kilku kopalniach i elektrowniach. Władze prowadziły rozmowy wyjaśniające, składały obietnice szybkiego załatwienia postulatów, a także apelowały o rozwagę, rozsądek i spokój, dzięki czemu początkowo udawało się im neutralizować zapalne ogniska. Cierpliwość ludzi miała jednak granice, szczególnie po rozpoczęciu strajków na Wybrzeżu. Od 21 sierpnia, kiedy zastrajkowała załoga Fabryki Zmechanizowanych Obudów Ścianowych w Tarnowskich Górach, sytuacja w regionie zaczęła się już wyraźnie radykalizować.

Przełom nastąpił wieczorem 28 sierpnia 1980 roku, kiedy załoga kopalni węgla kamiennego Manifest Lipcowy (obecnie Zofiówka) w Jastrzębiu-Zdroju przerwała pracę, co było początkiem fali wielkich strajków na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim. 2 września, w kulminacyjnym momencie śląskich i zagłębiowskich protestów, na terenie województwa katowickiego strajkowało już 50 zakładów i przedsiębiorstw, w tym 25 z 66 kopalń węgla kamiennego oraz pięć baz transportowych. Dzięki postawie załóg województwa katowickiego negocjacje przyspieszono, a władze wreszcie ustąpiły, podpisując w Szczecinie i Gdańsku dwa przełomowe porozumienia. Trzecie, dopełniające je i tworzące wraz z nimi słynne porozumienie społeczne z roku 1980, zawarł 3 września Międzyzakładowy Komitet Strajkowy przy kopalni Manifest Lipcowy w Jastrzębiu Zdroju.

Jarosław Neja, OBEP IPN Katowice

Potężna strajkowa fala, która w końcu sierpnia i na początku września 1980 roku ogarnęła zakłady i przedsiębiorstwa Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego, zaskoczyła komunistyczne władze. Nie spodziewały się, że zbuntują się załogi, które przez całe dekady traktowano jako awangardę klasy robotniczej. Takie rzeczy mogły się zdarzyć wszędzie, ale nie w województwie katowickim – mateczniku rządzącej w latach 70. ekipy Edwarda Gierka.

Pozostało 95% artykułu
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Historia
Archeologia rozboju i kontrabandy