Jak z powieści o traktorach, co zdobędą wiosnę: dziadkowie na roli, ojciec skuszony perspektywą awansu w fabryce, a syn? Technikum, dobrowolny zaciąg do wojska (komandosi!), racjonalizator w fabryce. Więc jak to się stało, że młodzież już nie z partią?
Sześcioro rodzeństwa, rodzinna wieś Sarbice w powiecie Łopuszno, dopiero w 1957 roku przeprowadzka bliżej Warszawy, do Podkowy Leśnej. Pamięć ojcowskiej przeszłości w AK i niewiele złudzeń wobec systemu: sierpień 1968, gdy czołgi szły na Czechosłowację, Zbyszek z siostrą spędził z radiem przy uchu. Konieczność zarobienia na życie: w wakacje praca na budowach, wybór szkoły zawodowej, bo po niej najszybciej zdobywa się zawód.
Do inteligentów – z dystansem: jedyni znani profesorowie to ci z telewizora, którzy „sączą jad do głowy”. Ale szacunek dla wykształcenia: maturę zrobi Zbigniew Bujak jako ekstern, już po wojsku, w wieku 23 lat, ale jeszcze w technikum żyrardowskim za pieniądze zacznie kupować podręczniki z pasją samouka. Zawsze będzie mu imponować postawa self-made mana, nawet do więzienia na Rakowiecką ściągnie podręcznik łaciny.
Czerwiec ‘76 zastał go na odsługiwaniu wojska w dywizji powietrznodesantowej i dopiero po powrocie do Ursusa zaczyna razem z kolegą z wydziału Zbyszkiem Janasem szukać, trochę po omacku, kontaktu z KOR. Znaleźli go dzięki legendarnemu ks. Kantorskiemu z Podkowy Leśnej. Pierwszy Robotniczy Komitet Solidarności z Wybrzeżem ruszy właśnie w Ursusie, 21 sierpnia.
26-letni szef Regionu Mazowsze, najsilniejszego w Polsce obok Śląska i Wybrzeża, już wtedy zaczął być bohaterem inteligencji warszawskiej. Bronił Narożniaka, montował sieć nadajników UKF, planował uzbrojenie w pręty i siatki Szkoły Pożarnictwa, by uniemożliwić desant ZOMO jesienią 1981 r. Ale prawdziwa legenda zaczęła rosnąć po 13 grudnia, kiedy jako jeden z niewielu członków Komisji Krajowej uniknął aresztowania, dzięki czemu współtworzył Tymczasową Komisję Koordynacyjną NSZZ „Solidarność”.