„... Zauważyłam, że bielizna pościelowa – biała i kolorowa, ręczniki etc. – bez względu na kolor robi się „smutna” już po pierwszym roku prania w automatycznej pralce. Poszłam więc po rozum do głowy i wynalazłam własną metodę prania: nastawiam pralkę od nr 6 – 7 – dodając do proszku normalnego do pralek automatycznych nieco proszku E. Po mniej więcej 3, 4 płukaniach nastawiam na nr 2, z zasypanymi proszkami, i nie zaglądam aż do momentu wylania się wody przed płukaniem. Potem cofam na nr 8,5 – 9, i pralka robi gruntowne pierwsze płukanie, a wszystkie następne wykonuje już normalnie. Czasami, jeżeli woda z ostatniego płukania nie jest czysta, wciąż się jeszcze pieni, powtarzam płukanie.

Moja biała bielizna jest odtąd rzeczywiście biała, a kolory „żyją” nawet na mocno sfatygowanych już ręcznikach. „Nie moczę rąk, mam bowiem reumatyzm, nie męczę się przekładaniem bielizny z wanny do pralki, operuję tylko programatorem, a maszyna robi sama, co należy.

Będzie mi miło, jeżeli opublikujecie mój sposób prania” – kończy swój list pani Irena Danuta, a my wypróbowaliśmy i publikujemy – z jednym zastrzeżeniem: czy jest pani pewna, że pralce to eksperymentowanie nie zaszkodzi? Jest to jednak niezgodne z instrukcją użytkowania pralek automatycznych... Jeśli więc ktoś chce skorzystać z przepisu, to na własną odpowiedzialność.

za rubryką „Praktyczna gospodyni” w „Kobiecie i Życie” nr 36, 1985 r.