Były zasłużony działacz wrocławskiej „Solidarności” Władysław Frasyniuk rzuca poważne oskarżenia pod adresem historyków i kierownictwa Instytutu Pamięci Narodowej, podpisuje apele o nieniszczenie historii „Solidarności”. Sam jednak pamięci o tym fenomenie szkodzi.
Z jednej strony broni bowiem dobrego imienia Lecha Wałęsy. Z drugiej od ponad ćwierć wieku oskarża jednego ze swych kolegów z dolnośląskiej „Solidarności”, że ten był agentem. Stwierdza przy tym: „[...] nie ma teczek agentów, o których wiemy, że byli ważnymi ludźmi. Andrzej Konarski nie ma takiej teczki”. I dalej: „Był we władzach „Solidarności”, był współtwórcą O [gólnopolskiego] K [omitetu] O [poru], przyczynił się do wpadki wielu struktur, zaatakował cały PAFAWAG i nie ma jego teczki. Ważnych agentów tam nie ma, ich się chroni” (27 stycznia 2007 r. w Radiu TOK FM w rozmowie z Katarzyną Kolendą-Zaleską). Oskarżenie bardzo poważne, a właściwie skazanie na śmierć publiczną. A zauważmy, że sam Frasyniuk nie dysponuje, poza oczywiście swoimi domysłami, ani cieniem dowodu na potwierdzenie swych jakże mocnych słów.
Z jednej strony piętnuje głoszoną rzekomo przez historyków z IPN tezę o kontrolowaniu przez Służbę Bezpieczeństwa podziemnej „Solidarności”. Z drugiej, jak w ostatnim programie „Tomasz Lis na żywo”, szafuje oskarżeniami pod adresem Ogólnopolskiego Komitetu Oporu, czyli pierwszej ponadregionalnej struktury po 13 grudnia 1981 r. Wtajemniczeni się orientują, że swe oskarżenia opiera na jednym z esbeckich dokumentów, którego fragmenty w 2000 r. opublikowała „Gazeta Wyborcza”.
Było to oświadczenie funkcjonariusza Biura Studiów MSW Adama Stylińskiego złożone w trakcie wewnętrznego śledztwa prowadzonego przez specjalnie powołany w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych zespół do przeprowadzenia „czynności wyjaśniających w sprawie ppor. Eligiusza Naszkowskiego”. Funkcjonariusz ten wspominał w nim o preparowaniu dokumentów mających kompromitować przewodniczącego „Solidarności”. Opisując całą operację, pisał m.in. o „fikcyjnej organizacji p [od] n [azwą] OKO”.
Problem polega na tym, że jest to informacja nieprawdziwa, a właściwie nieścisła. W operacji tej wykorzystano bowiem fakt posługiwania się przez kierownictwo Ogólnopolskiego Komitetu Oporu zbiorowym pseudonimem „Mieszko”. Esbecy spreparowali list rzekomego członka ochrony OKO sygnowany pseudonimem „Mieszko II”.