Gdynia. Jeden z największych portów morskich Europy, powstały w miejscu małej wioski. Żwirko i Wigura. Jedni z najlepszych lotników świata. I wreszcie – jedne z najszybszych pociągów, których zazdroszczono w Europie – i aż trudno uwierzyć, że polskie lokomotywy osiągały prędkość do 140 km na godzinę! A to wszystko w niepodległej Polsce, która powstawała niczym Feniks z popiołów.
U progu dwudziestolecia łączące się dzielnice państwa polskiego miały różne systemy prawne i walutowe, a dawne koleje rosyjskie również szersze tory. Kłopotem w pełnym zjednoczeniu kraju był także lewostronny ruch uliczny w Galicji. Dysproporcje przejawiały się również w zacofaniu najbiedniejszego regionu, Polesia, nieporównywalnego pod żadnym względem ze znajdującym się w awangardzie zasobności i nowoczesności Górnego Śląska.
Niedorozwój gospodarki był odczuwalny w rolnictwie, motoryzacji, łączności i przemyśle. Stan infrastruktury komunikacyjnej przedstawiał się fatalnie. Ziemie zabużańskie i dawna Galicja Wschodnia były wprost spustoszone – nawet pola uprawne wymagały tam rekultywacji. Na szczęście zachodnia, silniej uprzemysłowiona, część kraju poniosła tylko nieznaczny uszczerbek.
[srodtytul]Grabski i nieuniknione reformy[/srodtytul]
Unifikacja pieniądza i przyjęcie marki polskiej nastąpiły już w 1920 roku, ale problem stabilności pozostawał cały czas otwarty. W pierwszych latach polityka walutowa przybrała kierunek proinflacyjny, co w warunkach wojennych i pierwszych kwartałach pokoju miało sens: nie istniał inny sposób uzyskania środków na sfinansowanie wydatków na armię i tworzenie zrębów administracji czy szkolnictwa. W 1923 roku inflacja wyrwała się jednak spod kontroli, powodując paraliż życia gospodarczego. Przyszedł wtedy czas reform Władysława Grabskiego.