Straszne danie Churchilla

Francuzi i Niemcy mocno kłopotali się o lokalizację rozwijającej się wojny. Trudno im było w mig zrozumieć, iż nie da się jej zlokalizować. No i wyszło, jak wyszło – i doszło nad Dardanele

Publikacja: 26.12.2008 03:27

Lądowanie wojsk alianckich na Gallipoli 25 kwietnia 1915 r., rys. Charles Edward Dixon

Lądowanie wojsk alianckich na Gallipoli 25 kwietnia 1915 r., rys. Charles Edward Dixon

Foto: bridgeman art library

Był to czas wprost wymarzony dla duchów ogarniętych przemożną wolą działania, choć niekoniecznie zrównoważonych, z gatunku takich, co nie pytają o koszty. A wśród nich błyszczy pomysłodawca desantu na Gallipoli Winston Churchill. Powiedziano o nim, że była to wielka i osobliwa machina umysłowa.

Prawda, rozmaitych talentów i energii odmówić mu nie można, również artystycznych, bo Churchill nie tylko świetnie pisał, ale też całkiem zgrabnie malował. A kiedy zgrywały się oba talenty, spod jego ręki wychodziły prawdziwe arcydzieła, np. mały traktacik o malarstwie „Painting as the pastime” – doprawdy niewiele czytałem rzeczy celniej trafiających w naturę sztuki malarskiej. Jakże znakomity byłby z niego krytyk artystyczny! Sztuka oratorska również nie była mu obca.

Chyba najgorzej było ze sztuką wojenną, ale i w tej sprawie miewał ambicje na miarę Aleksandra Macedońskiego.

Towarzyszyła temu wszakże niebywała wprost megalomania, najpewniej odziedziczona po jego nieszczęsnym ojcu Randolphie. Korespondencje Winstona z wojny burskiej wystawiają jego miłości własnej monumentalny pomnik ozdobiony ornamentami czystej grafomanii.

Za kołnierz też nie wylewał, a mówiąc ściślej – pił jak marynarz. Potrafił to jakoś kontrolować, jakkolwiek późniejsze popijawy ze Stalinem były pożałowania godne.

System miał taki: rano przynoszono mu dużą szklankę whisky, którą – wciąż uzupełniając wodą – cmoktał niemal do obiadu. Na koniec robiła się z tego płukanka do ust. No ale przy obiedzie popuszczał pasa i zdrowo używał sobie zacnym winkiem, a zacne wina bywają drogie. Ale Churchill lubił sobie pożyć, nieodmiennie na wielką stopę. Nie dajmy się zwieść jego buldogowatej fizys i bezpośrednim manierom:

to był skończony arystokrata. Zawsze pamiętał, że jego przodkiem był słynny kniaź Marlborough, pogromca Francuzów spod Blenheim. Przy całej swej demagogii z prostymi ludźmi miał kontakt raczej szczątkowy... Na Gallipoli rzucił się z podobną gwałtownością jak na swoje ulubione cynaderki. Straszne danie.

Ale przecież to on, gdy w maju 1940 roku, w obliczu niemieckiego najazdu na Francję został premierem, powiedział Brytyjczykom wielkie słowa o „pocie, trudzie, krwi i łzach”. Naga prawda w obliczu stężonej zgrozy. I za to mu chwała, która czyści plamy na poplamionej sosami kamizelce.

[i]Jarosław Krawczyk, redaktor naczelny „Mówią wieki”[/i]

Był to czas wprost wymarzony dla duchów ogarniętych przemożną wolą działania, choć niekoniecznie zrównoważonych, z gatunku takich, co nie pytają o koszty. A wśród nich błyszczy pomysłodawca desantu na Gallipoli Winston Churchill. Powiedziano o nim, że była to wielka i osobliwa machina umysłowa.

Prawda, rozmaitych talentów i energii odmówić mu nie można, również artystycznych, bo Churchill nie tylko świetnie pisał, ale też całkiem zgrabnie malował. A kiedy zgrywały się oba talenty, spod jego ręki wychodziły prawdziwe arcydzieła, np. mały traktacik o malarstwie „Painting as the pastime” – doprawdy niewiele czytałem rzeczy celniej trafiających w naturę sztuki malarskiej. Jakże znakomity byłby z niego krytyk artystyczny! Sztuka oratorska również nie była mu obca.

Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Historia
Archeologia rozboju i kontrabandy