Pierwsze miejsce Kazimierza Wielkiego było dla mnie wielkim zaskoczeniem. Obstawiałem Władysława Jagiełłę, zwłaszcza, że parę miesięcy przed badaniami OBOP obchodzono 600-lecie bitwy pod Grunwaldem. A tu wodza wyprzedził zaradny gospodarz, troszczący się o rozwój ekonomiczny kraju, budowniczy, ten co „zostawił Polskę murowaną". Również to, że Stanisław August, którego umieściliśmy w kolekcji głównie z uwagi na jego związki z Warszawą – król w okresie międzywojennym uważany niemal za zdrajcę – znalazł się w czołówce najwyżej ocenianych władców na równi z Władysławem Łokietkiem, sporo daje do myślenia. Wygląda na to, że Polacy zaczynają postrzegać naszą historię bardziej pragmatycznie a kult wodzów nie ma już tak wielkiego znaczenia jak dawniej.
Jedna z liczb w raporcie OBOP budzi wielki niepokój. Aż 18 proc. badanych nie potrafi wskazać, którego z naszych królów uważa za najwybitniejszego. Można więc przypuszczać, że co piąty Polak nic albo prawie nic nie wie o Konstytucji 3 maja, wiktorii wiedeńskiej a może nawet chrzcie Polski. Moim zdaniem można ten stan rzeczy zmienić, wykorzystując mechanizmy i narzędzia kultury masowej do popularyzowania wiedzy historycznej. Do ludzi, którzy nie zdają sobie sprawy ze znaczenia historii, nie trafią książki pisane przez naukowców ani nawet artykuły popularnonaukowe w prasie. Żyjemy w cywilizacji obrazkowej i jedynie coś, co można zobaczyć i dotknąć, wzbudza żywsze zainteresowanie. Na przykład figury z silikonu, który zastąpił przestarzały wosk. Można już sprawić, by się poruszały. Technicznie jest to całkiem proste, przeszkodą są jedynie wysokie koszty.
Jeżeli kilkuletni chłopiec przyjdzie do muzeum ze swymi rodzicami i zapyta, kim był ów historyczny władca, ojciec albo matka będą musieli coś się o monarchach z wystawy dowiedzieć, poszukać przynajmniej podstawowych wiadomości dostępnych choćby w Internecie. Niestety nikogo dziś w Polsce nie byłoby stać na sfinansowanie całego silikonowego pocztu królów, czyli według Matejki 41 figur. Kosztowałoby to ponad 1,5 mln złotych. Niemniej jednak początek został zrobiony. Tych kilka królewskich postaci w Muzeum Wojska Polskiego oznacza pewnego rodzaju rewolucję. Do tej pory jedynie Muzeum Powstania Warszawskiego odwoływało się do przekazu inter- aktywnego i innych narzędzi zaczerpniętych z popkultury, choć akurat nie do figur z silikonu. Dyrekcji Muzeum
Wojska Polskiego należy się wielkie uznanie, że podejmując niewątpliwe ryzyko i pewnie narażając się niektórym kolegom po fachu, zdecydowało się na taki krok.
Od lat staram się uświadamiać wielkie szanse, jakie stwarza wykorzystanie kultury masowej w służbie historii. Nie chodzi oczywiście jedynie o figury ale także film – m.in. animowany, fotografię, techniki informatyczne, w tym zwłaszcza gry