Pod koniec 1790 r. sejm, który potomni nazwą później wielkim, grzęźnie w jałowych oracjach, tak uwielbianych przez polską szlachtę. Każda sprawa roztrząsana jest na wszelkie możliwe sposoby, przy aplauzie asystującej obradom publiczności. „Galerie szumią, arbitrzy i politycznie roznamiętnione damy oklaskują patriotów, opozycja ani myśli kapitulować” (Paweł Jasienica, „Rzeczpospolita Obojga Narodów. Dzieje agonii”). Przeciwnicy reform upatrują w rozwlekłych debatach dogodny sposób obstrukcji, ich „gwiazdą” jest poseł kaliski Jan Suchorzewski, który co rusz domaga się głosu, a później swoje płytkie przemyślenia oplata trwającymi po kilka godzin kwiecistymi przemowami. Warszawska ulica trafnie nazywa to „truciem czasu”. Najgorętsze tematy ostatnich miesięcy to sprawy dotyczące funkcjonowania sejmików ziemskich oraz postulaty mieszczan. Te ostatnie czekają na rozpatrzenie od czasu słynnej czarnej procesji – manifestacji przedstawicieli 141 miast królewskich, która odbyła się 2 grudnia 1789 r. To kwestie istotne, ale debaty nad nimi hamują prace jeszcze ważniejsze – nad ustawą reformującą cały ustrój niedomagającego państwa.