Pamięć o Januszu Korczaku, pisarzu, działaczu społecznym i wychowawcy dzieci trwa do dziś. A o Stefanii Wilczyńskiej, która razem z nim założyła i przez wiele lat, aż do końca prowadziła w stolicy przytułek dla żydowskich sierot zapomniano. Dopiero od niedawna trwają próby przywrócenia tej postaci do społecznej świadomości.
W połowie maja z udziałem prezydenta Bronisława Komorowskiego na warszawskim Muranowie, tuż przy nowo powstałym Muzeum Historii Żydów Polskich otwarto aleję Ireny Sendlerowej, Polki, która w czasie II wojny światowej uratowała 2,5 tys. żydowskich dzieci. Zaraz potem warszawskie środowiska żydowskie wpadły na pomysł, by aleja z drugiej strony budynku nosiła imię Stefanii Wilczyńskiej.
Po studiach – do sierot
Przyszła na świat w zamożnej warszawskiej rodzinie żydowskiej w 1886 roku. Podobnie jak jej rodzeństwo otrzymała staranne wykształcenie za granicą.
Stefania studiowała na uczelniach w Belgii i w Szwajcarii, na kierunkach przyrodniczych, a po powrocie do Warszawy zaczęła pracować z dziećmi. Na początku jako wolontariuszka. Potem związała się z Towarzystwem Pomocy dla Sierot. To w nim poznała Janusza Korczaka, słynnego Starego Doktora, pisarza, wychowawcę, wykładowcę i przyjaciela dzieci.
Wspólnie w 1912 roku zaczęli pracować w wybudowanym przez towarzystwo Domu Sierot, przytułku dla dzieci w wieku od 7 do 14 lat.