Fuengirola jest jedną z tych nieciekawych miejscowości na zachód od Malagi, którymi już w czasach Franco obrosło andaluzyjskie wybrzeże, zmieniając je w odpychający ciąg betonowych hotelowisk. Jedyną wątpliwą atrakcją kurortu są niepozorne mury zamku Sohail, stojącego na małym wzniesieniu tuż obok plaży. Twierdza, podobna do dziesiątek innych wzniesionych przez Maurów, od czasu rekonkwisty uległa powolnej destrukcji i już w czasach napoleońskich była bardziej zaniedbaną pamiątką historii niż fortecą z prawdziwego zdarzenia. Dziś trudno o powód, by specjalnie dla niej zjeżdżać z pobliskiej drogi ekspresowej. Usprawiedliwieniem może być jedynie chęć obejrzenia miejsca, w którym 200 lat temu stoczono jedną z najosobliwszych bitew w historii wojskowości.
Niespodziewany desant
Gdy późnym latem 1810 r. porzucony przez Hiszpanów zamek zajmowała polska załoga z 4. Pułku Piechoty Księstwa Warszawskiego, wynik iberyjskiej kampanii Napoleona zdawał się być przesądzony. Ostatnim skrawkiem kontynentalnej Hiszpanii, który opierał się jeszcze Francuzom, był oblężony od lutego Kadyks, łatwy do obrony przez otaczające go zewsząd słone mokradła i wąską mierzeję, będącą jedyną drogą do miasta. Wprawdzie francuska kontrola nad wnętrzem kraju była co najmniej iluzoryczna, a nieliczne wojska okupacyjne stale nękali partyzanci, lecz chłopscy powstańcy niechętnie opuszczali znane sobie góry i schodzili na wybrzeże.
Oprócz zamku najważniejszym obiektem we Fuengiroli była gospoda dla podróżnych, wokół której skupiła się rybacka osada, miejscowość mogła być idealnym miejscem, by odpocząć po miesiącach toczenia bitew i potyczek w nieznośnym klimacie. Przy odrobinie szczęścia Polacy mieli szansę najbliższy czas spędzić na polerowaniu mosiężnych guzików przy mundurach i podziwianiu widoków. Maleńkim garnizonem, na który składało się półtorej setki piechurów i 11 francuskich kawalerzystów, dowodził kapitan Franciszek Młokosiewicz, były insurgent kościuszkowski, w pułku od 1806 r., a już odznaczony orderem Virtuti Militari.
14 października 1810 r. sielankę niedzielnego poranka przerwał bardzo nieprzyjemny incydent. Jacyś uzbrojeni ludzie zabili jednego, a ciężko ranili drugiego z żołnierzy, którzy strzegli bydła należącego do garnizonu, stado zaś pognali ze sobą w góry. W ślad za rabusiami natychmiast ruszył 40-osobowy oddział pościgowy pod dowództwem por. Ubysza, rzecz bowiem dotyczyła zawartości talerzy na najbliższe dni. Wtedy właśnie z blanków zamku dostrzeżono wyłaniającą się zza wzgórza regularną armię angielskiej piechoty w czerwonych kurtkach, morze zaś zaroiło się od angielskich okrętów. Wzniecony alarm pozwolił oddziałowi Ubysza w ostatniej chwili zaniechać pogoni za uciekającym obiadem i schronić się wewnątrz murów. W jednej chwili myśliwi zamienili się w zwierzynę.
Ów niespodziewany przez nikogo korpus ekspedycyjny przypłynął, rzecz jasna, z Gibraltaru, a dowodził nim generał lord Andrew Thomas Blayney, ambitny 40-latek, który zdążył już, oprócz pacyfikacji Irlandii, dokonać tego i owego w różnych egzotycznych zakątkach imperium i wojującej Europy. To on był pomysłodawcą i autorem ostatecznej wersji planu tej operacji, on też uporczywym nękaniem wychodził u gubernatora Campbella zgodę i środki na jej przeprowadzenie. Celem było odbicie z rąk Francuzów portu w Maladze, co mogło przynieść antynapoleońskiej koalicji bezmiar nieocenionych korzyści. Raz, że resztki francuskiej floty, jakie zostały po Trafalgarze, miały w ten sposób stracić schronienie i bazę wykorzystywaną do atakowania angielskich okrętów w niebezpiecznej bliskości cieśniny gibraltarskiej, dwa, że mogło to zmusić Francuzów do osłabienia presji na Kadyks. Jednak najcenniejszym zamierzonym skutkiem desantu było odblokowanie szerszej drogi zaopatrzenia dla hiszpańskich partyzantów. Ich dotychczasowe działania w górach, od Sierra Nevada po Rondę, skutecznie wiązały znaczne siły okupacyjne do ochrony dróg i wojskowych transportów, wykrwawiając po trochu małe, odcięte garnizony. Anglicy liczyli nawet, że samo pojawienie się ich oddziałów na stałym lądzie wywoła otwarte powstanie mieszkańców miasta i okolicznych górali.