Kilka dni temu prokurator z pionu śledczego IPN w Koszalinie, po 72 latach od wyzwolenia obozu koncentracyjnego w Ravensbrück, zabezpieczył w obecności policji i technika kryminalistyki element, który został wszczepiony do ciała więźniarce tego obozu.
Była ona ofiarą eksperymentów pseudomedycznych przeprowadzanych przez niemieckich lekarzy. – Nie wiem, co to jest za element. Pobrałem też materiał porównawczy do badań DNA, który pozwoli określić czy to jest np. kawałek zmacerowanej kości, czy ciało obce, np. kawałek drewna – mówi „Rzeczpospolitej" Krzysztof Bukowski. – Niestety, ze względu na stan zdrowia nie udało się przesłuchać 97-letniej byłej więźniarki – dodaje.
Dopiero kilka tygodni temu pion śledczy IPN wszczął bowiem postępowanie dotyczące obozu kobiecego w Ravensbrück. – Wcześniej nie było one prowadzone przez państwo polskie, kobiety przebywające w tym obozie nigdy nie zostały przesłuchane – przyznaje prokurator. Poszukuje on materiałów dotyczących obozu, wystąpił już o pomoc do muzeum zlokalizowanym na terenie Niemiec. Stara się też przesłuchać ostatnich świadków oraz dotrzeć do bliskich ofiar.
Dochodzenie dotyczy zbrodni ludobójstwa. Podczas wojny w obozie tym przebywało blisko 40 tys. polskich więźniarek. To były m.in. uczestniczki powstania warszawskiego. Przetrzymywano tam m.in. przyjaciółkę Jana Pawła II Wandę Półtawską i aktorkę Zofię Rysiównę.
Kobiety w obozie stały się ofiarami okrutnych eksperymentów. Lekarze sterylizowali je, ale także m.in. zaszywali w ciałach kawałki szkła, metalu, drewna, aby sprawdzić, jak na stan zapalny oddziałują nowe leki dla żołnierzy. Być może z ciała byłej więźniarki został usunięty taki element.