Porucznik Jan Zieleniewski z trudem łapie oddech. Jest ciemno, duszno i klaustrofobicznie. Coraz bardziej dokucza mu także złamane podczas obozowego treningu żebro. No i jeszcze ten cholerny plecak, który musi pchać przed sobą. Prawie wszystkie pakunki przygotowane przez uciekinierów przeciągnięto wcześniej za pomocą liny do baraku, w którym znajduje się wyjście z kanału. Niestety, w ostatniej chwili ktoś wpadł na pomysł przygotowania dodatkowego pakunku, który teraz trzeba własnoręcznie przepchnąć przez tunel. Złośliwy los wyznacza to zadanie por. Zieleniewskiemu. Tunel ma jedynie kilkadziesiąt centymetrów średnicy i ten niemłody już oficer ma wrażenie, że znalazł się w zakorkowanej butelce – z przodu dopływ tlenu ogranicza ciężki wór, z tyłu napiera na niego kolega, który podobnie jak on chce jak najszybciej wydostać się z podziemnej pułapki.