W 1913 r. nikt w Ameryce nie miał wątpliwości, że doktryna Monroego powoli się wypala i nie pasuje już do globalnej rzeczywistości. Powoli rodziła się epoka globalizmu i Amerykanie chcieli mieć w niej swój znaczący udział. Mimo to 7 grudnia 1914 r. prezydent Woodrow Wilson ogłosił formalną neutralność Stanów Zjednoczonych i zaproponował amerykańskie mediacje między stronami europejskiego konfliktu. Niemcy uznały tę deklarację za obłudną. Niemiecki wywiad w USA donosił o wielkiej sprzedaży broni państwom ententy. Nikt w Berlinie nie miał wątpliwości, że amerykańskie konwoje handlowe przemierzające Atlantyk stanowią większe zagrożenie dla państw centralnych niż amerykański korpus ekspedycyjny. Dlatego wkrótce do amerykańskiej opinii publicznej zaczęły docierać coraz częstsze doniesienia o atakach niemieckich łodzi podwodnych na amerykańskie statki handlowe. Prawdę mówiąc, Amerykanie sami prowokowali te incydenty. Amerykańscy armatorzy systematycznie łamali neutralność i dostarczali do doków brytyjskich i francuskich portów coraz większe dostawy surowców, broni i zaopatrzenia. Raporty przesyłane do sztabu generalnego armii niemieckiej nie pozostawiały złudzeń: liczba amerykańskich konwojów handlowych pokonujących Atlantyk była znacznie wyższa niż w czasach pokoju.
Czytaj więcej
Historycy wskazują różne powody przystąpienia USA do I wojny światowej. Formalną przyczyną były oczywiście ataki łodzi podwodnych na amerykańskie statki handlowe i na statki pasażerskie państw alianckich przewożące na pokładzie obywateli amerykańskich. Były też i różne ukryte powody.
Zatopienie Lusitanii i rezygnacja z neutralności Stanów Zjednoczonych
W końcu musiało dojść do katastrofy. 4 lutego 1915 r. sekretarz stanu William Bryan otrzymał od ambasadora niemieckiego w Waszyngtonie oświadczenie, że cesarska flota wojenna tworzy wokół wysp brytyjskich strefę wojenną. Kaiserliche Marine odcięła archipelag kordonem 27 łodzi podwodnych, które miały atakować wszystkie statki pod banderą państw trzecich, niebiorących udziału w wojnie. Prezydent Woodrow Wilson zareagował, wydając oświadczenie, że USA uznają niemiecką deklarację za naruszenie prawa międzynarodowego i fundamentalnych praw ludzkości. Prezydent ostrzegł przy tym, że każdy niemiecki atak na statki pod amerykańską banderą spotka się z militarną odpowiedzią Stanów Zjednoczonych. Przystąpienie USA do wojny było już jedynie kwestią czasu. 7 maja 1915 r. niemiecka łódź podwodna zatopiła brytyjski statek pasażerski Lusitania, na pokładzie którego płynęło 1198 osób, w tym 128 obywateli USA. Wśród nich było 37 kobiet i 21 dzieci. Amerykańska opinia publiczna eksplodowała oburzeniem. Ale prezydent Wilson, ku zaskoczeniu prasy i swojego otoczenia, wcale nie spieszył się z decyzją o przystąpieniu do wojny. „Zdarza się, że człowiek jest zbyt dumny, aby się bić” – oświadczył zdumionym dziennikarzom. Zamiast odpowiedzieć zbrojnie, wystosował apel do Niemiec o zaprzestanie ataków na amerykańskie statki. Amerykanie przyjęli to oświadczenie z niedowierzaniem. Jeszcze większe oburzenie opinii publicznej wzbudziła wypowiedź sekretarza stanu Williama Bryana, który oświadczył, że „Niemcy mają prawo nie dopuścić do tego, aby przemycane towary docierały do aliantów”. Pod naciskiem prasy Bryan musiał zrezygnować, a jego miejsce zajął znacznie mniej ugodowy Robert Lansing. Potrzeba było jeszcze wielu niemieckich ataków na statki przewożące obywateli amerykańskich, żeby 3 lutego 1917 r. USA zerwały stosunki dyplomatyczne z Niemcami, a niecałe dwa miesiące później prezydent Wilson ogłosił rezygnację jego państwa z neutralności.
Czytaj więcej
Zestrzelenie malezyjskiego samolotu przywołuje na myśl zatopienie przez Niemców "Lusitanii". Skutkiem wydarzenia sprzed 99 lat było przystąpienie USA do pierwszej wojny światowej
Dlaczego USA przystąpiły do I wojny światowej?
Historycy wskazują różne powody przystąpienia USA do I wojny światowej. Formalną przyczyną były oczywiście ataki niemieckich łodzi podwodnych na amerykańskie statki handlowe i na statki pasażerskie państw alianckich przewożące na pokładzie obywateli amerykańskich. Były też różne ukryte powody. W pierwszym rzędzie rosnąca obawa o losy Francji i wzrost potęgi Niemiec, co spowodowałoby, że amerykańskie pożyczki nie zostałyby spłacone. Ameryka przystępowała do antyniemieckiej koalicji jako „państwo stowarzyszone”, a nie „sojusznicze”. Ta drobna różnica semantyczna miała jednak ukryte znaczenie. Oznaczała bowiem, że Amerykanie wyruszają na wojnę bronić przede wszystkim swoich interesów, w tym także tych, które wiązały się z wymianą handlową i pożyczkami udzielonymi Niemcom. Już we wrześniu 1917 r., kiedy jeszcze wojska niemieckie zbliżały się do Paryża i nic nie zapowiadało późniejszego listopadowego rozejmu, amerykański prezydent powołał komisję mającą za zadanie opracować 14 słynnych punktów Wilsona. Znalazły się wśród nich: postulaty odejścia od tajnej dyplomacji, tajnych układów i porozumień; zagwarantowanie wolności żeglugi na morzach; usunięcie barier w handlu międzynarodowym oraz – co wydaje się najważniejsze dla nas, Polaków – w punkcie 13: niepodległość Polski z wolnym dostępem do morza. Po raz pierwszy jeden z najważniejszych światowych przywódców wyraźnie upomniał się o wolność Polski. 8 stycznia 1918 r. powtórzył to w orędziu do Kongresu USA: „Należy stworzyć niezawisłe państwo polskie, które winno obejmować terytoria zamieszkane przez ludność niezaprzeczalnie polską, któremu należy zapewnić swobodny i bezpieczny dostęp do morza i którego niezawisłość polityczną i gospodarczą oraz integralność terytorialną należy zagwarantować paktem międzynarodowym”.