Globalny charakter Wielkiej Wojny sprawił, że jej skutki były odczuwalne w miejscach prawdziwie zaskakujących. Wspominałem już o rdzennych mieszkańcach Nowej Gwinei, którzy ginęli za kaisera podczas australijskiej inwazji na wyspę w 1914 r. Na jeszcze odleglejszy trop natrafiamy 2 kwietnia 1916 r., gdy z powodu wojny życie straciło co najmniej trzech Maorysów, a kilkunastu zostało rannych, choć zdarzyło się to w Nowej Zelandii, ponad 18 tys. kilometrów od najbliższej linii frontu. Był to skutek policyjnego rajdu na wioskę tubylców ukrytą w trudno dostępnych i gęsto zalesionych górach Maungapohatu na Wyspie Północnej. Blisko 60 uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy kilka dni przedzierało się przez busz, żeby pojmać niejakiego Rua Tapanui Kenana, samozwańczego przywódcę części plemienia Pakeha.
W 1907 r. Rua ogłosił się Mesjaszem i wraz z półtora tysiącem wyznawców w dzikich ostępach wyspy założył Nowe Jeruzalem – na poły kościół, na poły państwo, z własnym bankiem spółdzielczym i wspólną własnością ziemi. Centralnym punktem wioski była drewniana wersja jerozolimskiej Kopuły na Skale, której fotografię prorok wziął za wizerunek świątyni Salomona. Być może to architektoniczne nawiązanie do islamu skierowało podejrzenia policji na związki sekty z wrogą Turcją. Tak czy owak, od początku traktowany jak wywrotowiec Rua w trakcie wojny został uznany za niemieckiego agenta, a co najmniej zwolennika Rzeszy.
Atak na wioskę wywołał małą bitwę, w której zginął syn proroka i dwaj ochroniarze, a rany odnieśli też policjanci. Jednak po aresztowaniu rzekomemu Mesjaszowi nie udowodniono zdrady stanu ani nawet buntowniczych intencji. Skazano go w końcu na rok więzienia za stawianie oporu policji, chociaż jego udział w strzelaninie także budził wątpliwości. Wkrótce społeczność uległa rozproszeniu, ślady wioski pochłonęła puszcza, a religia ostatecznie zanikła po śmierci Rua Tapanui, który pozostawił pięć żon i wbrew własnym proroctwom nie zmartwychwstał.
Podejrzenia o sympatyzowanie z Niemcami władze kierowały też ku innym przywódcom Maorysów. Najważniejszą z nich była księżniczka Te Puea Heranagi, wnuczka króla Tawhwiao i siostrzenica jego następcy Mahuta. Plotki głosiły także, że księżniczkę począł niemiecki imigrant, co dawało asumpt do kolejnych pomówień. Te Puea po burzliwej młodości, w której nie brakowało pijackich ekscesów, a nawet wykluczenia z plemienia, tuż przed wojną wróciła do arystokratycznych obowiązków i sprzeciwiła się służbie wojskowej Maorysów.
Sami Maorysi byli w tej kwestii bardzo podzieleni. Większość uważała, że po stłumieniu powstania z 1860 r. i skonfiskowaniu ich ziemi nie mają obowiązków wobec korony brytyjskiej, a poza tym biali sami wymogli na nich przysięgę, że nigdy nie sięgną po broń. Nie było też powodów, by umierać za Jerzego V, skoro mieli własnego króla. Jednak inni liderzy, w tym czterej deputowani do parlamentu, mieli nadzieję, że doświadczenie braterstwa broni pozwoli przezwyciężyć uprzedzenia i ułatwi stworzenie wspólnego narodu Maorysów i Europejczyków.