Rz: Dokładnie 40 lat temu, 17 września 1978 r., w rządowym ośrodku wypoczynkowym w amerykańskim Camp David premier Izraela Menachem Begin i prezydent Egiptu Anwar Sadat podpisali porozumienie pokojowe, za co później obaj dostali Pokojową Nagrodę Nobla. Czy efekt tajnych, trwających 13 dni negocjacji, których inicjatorem był prezydent USA Jimmy Carter, z perspektywy czasu powinniśmy uznać za zadowalający? Stosunki izraelsko-arabskie wcale się nie unormowały.
Dr Janusz Sibora: Tak skomplikowanego konfliktu jak na Bliskim Wschodzie nie można było rozwiązać całościowo. Uznano więc, że lepsze będzie dalekie od ideału porozumienie częściowe niż żadne – i taka nauka powinna płynąć z tych negocjacji. W Camp David podpisano dwa dokumenty: projekt traktatu pokojowego między Izraelem a Egiptem oraz układ o ogólnych zasadach pokoju na Bliskim Wschodzie. Dyplomatyczna walka Cartera o traktat pokojowy trwała jeszcze pół roku.
Dlaczego było to dla niego tak ważne?
Carter potrzebował sukcesu na arenie międzynarodowej. Porozumienie w Camp David było dziełem jego życia. Doradzający mu Zbigniew Brzeziński powtarzał: „Musi być sukces, bo inaczej Związek Radziecki umocni swoje wpływy na Bliskim Wschodzie". Negocjacje wielokrotnie się załamywały, ale Carter ostatecznie potrafił utrzymać w ryzach megalomańskiego Sadata i szorstkiego Begina. Pomogły też okoliczności rozmów.
Jakie?